1/6, czyli jak zmieścić kolekcję mundurów na jednej półce

Mundur ma swój niezaprzeczalny czar. Jednoznacznie wskazuje na przynależność jego właściciela do określonej służby, a dystynkcje i odznaki uzewnętrzniają specjalne umiejętności i zasługi. Społeczne zaufanie do człowieka noszącego mundur było wielokrotnie badane i potwierdzane przez proste eksperymenty psychologiczne. Siłą rzeczy mundur jest także obiektem pożądania kolekcjonerów. Paradoksalnie najważniejszy element, który jednoznacznie robi ze zwykłego człowieka żołnierza, marynarza, lotnika czy funkcjonariusza służb bezpieczeństwa, jest przedmiotem stosunkowo nietrwałym. Broń i elementy oporządzenia potrafią przeczekać długie lata na swojego szczęśliwego znalazcę i to nie zawsze w sprzyjających okolicznościach. Mundur z kolei jest bardziej wymagający i nawet w magazynie potrzebuje odpowiednich warunków. Znamy liczne opowieści poszukiwaczy o tym, jak to cudem wydobyty z mroków ziemi wrześniowy żołnierski płaszcz, z pozoru w dobrym stanie, nagle na oczach uszczęśliwionego odkrywcy zamienia się w proch pozostawiając na pocieszenie jedynie guziki. Z tego powodu oryginalne mundury, niezależnie od epoki z jakiej pochodzą, są bardzo wartościowymi artefaktami. Kosztownym nabytkiem jest nawet dobrej jakości replika od renomowanego producenta. Nawet gdy przezwyciężymy już wszystkie możliwe trudności i zdobędziemy upragniony oryginał lub zakupimy wymarzoną replikę, to pozostaje nam problem ekspozycji. Chowanie eksponatu w głębokiej szafie nie ma sensu. Więc może manekin? Świetne rozwiązanie. A co jeśli nasze zamiłowanie do munduru jest niczym apetyt i rośnie w miarę jedzenia? Mieszkanie czy dom ma ograniczony metraż a tu każdy nowy eksponat ma wymiary dorosłego domownika. Przecież nie zmieścimy ich na półce. Ale może jednak znajdzie się jakieś rozwiązanie? W przypadku oryginałów nie ma absolutnie żadnego innego wyjścia. Jednak jeżeli zadowolimy się replikami, to rozwiązaniem jest zmniejszenie swoich aspiracji kolekcjonerskich. I nie chodzi tu o ilość tylko o… wielkość. Kolekcjonerskie aspiracje co do wielkości należy bowiem zmniejszyć dokładnie sześciokrotnie.

Manekin jest doskonałą formą ekspozycji ale zajmuje tyle miejsca co dorosły domownik. Foto: autor.
Manekin jest doskonałą formą ekspozycji, ale zajmuje tyle miejsca co dorosły domownik. Foto: autor.

Nasza historia zacznie się nieco inaczej niż Księga Rodzaju. W tej opowieści pierwsza została stworzona kobieta, a ściślej jej miniatura w skali 1/6. Lilli powstała w 1955 roku, w Niemczech. Jej pierwowzorem była bohaterka odcinkowego komiksu z bulwarowej gazety Bild. Nie była to bynajmniej grzeczna dziewczynka. Pouczona przez policjanta, że jej dwuczęściowy kostium kąpielowy jest z powodów obyczajowych zakazany, zapytała którą część ma zdjąć. Podobnych przygód w komiksie miewała więcej, zatem trudno powiedzieć, że wyprodukowano ją z myślą o dzieciach. Niemniej jednak lalka o ciekawej mechanice i proporcjach dorosłej kobiety szybko zdobyła popularność wśród niemieckich dziewczynek. W 1959 roku firma Mattel wyprodukowała pierwszy egzemplarz Pani Barbary Millicent Roberts – znanej powszechnie jako Barbie.

Lilli na łamach bulwarowej niemieckiej gazety "Bild". Źródło: messynessychic.com
Lilli na łamach bulwarowej niemieckiej gazety „Bild”. Źródło: messynessychic.com
Źródło: messynessychic.com
Źródło: messynessychic.com

W nieco purytańskich Stanach Zjednoczonych lat pięćdziesiątych Barbie nie mogła być tak wyzwoloną skandalistką jak Lilli, więc do celów marketingowych wymyślono jej cukierkowy życiorys, rodzinę i przyjaciół. Męska gałąź tego typu produktu pojawiła się nieco później. Należy w tym miejscu zauważyć, że nasza historia rozgrywa się w czasach amerykańskiego bumu demograficznego. W ówczesnych warunkach rynek zabawkowy stał się bardzo duży i jak każdy rynek wymagał kreatywnych pomysłów. W 1964 roku Stan Weston i Dan Levine z firmy Hasbro, zainspirowani głośnym filmem pt. „The Story of G. I. Joe” z Robertem Mitchumem w roli głównej, postanowili dać chłopcom lalkę – twardziela. Tak powstał G. I. Joe. Była to dwunastocalowa (około 30 cm) lalka o wyglądzie dorosłego mężczyzny z bardzo złożoną mechaniką, w której wszystkie stawy były ruchome zgodnie z anatomią człowieka. W taki oto sposób na rynek trafiła zabawka będąca pierwowzorem action figure.

Filmowy G. I. Joe, jeden z prototypów i pierwszy seryjny Hasbro G. I. Joe. Foto: zbiory autora.
Filmowy G. I. Joe, jeden z prototypów i pierwszy seryjny Hasbro G. I. Joe. Foto: zbiory autora.

G. I. Joe podobnie jak jego filmowy pierwowzór był umundurowany. Nie była to jeszcze dokładna replika jakiegokolwiek munduru, ale dosyć swobodne odniesienie do umundurowania amerykańskiego. Nowość natychmiast zrobiła furorę na amerykańskim rynku, zaś zainteresowanym wytwórcom zagranicznym sprzedano kilka licencji. Ostatecznie nabyli ją: japońska Takara, brytyjski Palitoy i hiszpański Geyper. Pojawiły się też liczne naśladownictwa, jak chociażby popularny, nieco mniejszy (20 cm) Big Jim firmy Mattel. Dla nas, z kilku powodów, interesujący jest wątek hiszpański. Figurki G.I. Joe pod nazwą Geyperman zaczęto tam produkować na licencji Hasbro w 1970 roku. Ubiór i wyposażenie początkowo miały charakter raczej podróżniczo-przygodowy niż militarny. Potem, chyba po raz pierwszy w Europie, Geypermani ubrani zostali w mundury konkretnych armii, a więc: radzieckie, niemieckie, hiszpańskie i inne. Poziom wykonania miniaturowych mundurów nie był jeszcze wysoki, ale oferta nadal była skierowana do dzieci a nie do kolekcjonerów. Geypermana produkowano w kilku różniących się szczegółami wzorach do 1982 roku. Największą ciekawostką jest fakt, że to właśnie Geyperman był pierwszą w historii action figure jaka trafiła na rynek polski. W 1978 roku w sklepach Centralnej Składnicy Harcerskiej pojawiły się w niewielkiej liczbie hiszpańskie figurki i kilka zestawów dedykowanego im wyposażenia. Niestety deficytowy towar szybko zniknął z półek a państwowy dystrybutor, jak wówczas często bywało, pozostawił socjalistycznego konsumenta w nastroju wiecznego niedosytu. W zasadzie poza nielicznymi przypadkami prywatnego eksportu temat action figure pozostał w Polsce nieznany.

Pod tym dobranym w latach 90-tych mundurem spadochroniarza kryje się autentyczny Geyperman. Pamięta on desant do Polski w 1978! Foto: autor.
Pod tym dobranym w latach 90-tych mundurem spadochroniarza kryje się autentyczny Geyperman. Pamięta on desant do Polski w 1978! Foto: autor.

Tymczasem w krajach Zachodu action figure zaczęła ewoluować w trzech kierunkach. W pierwszym, zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem, pozostała zabawką. Przykładem może być tu słynna seria Action Man. W drugim kierunku swojej ewolucji action figure stała się gadżetem kolekcjonerskim związanym z produkcją filmową lub z komiksami. W tym wypadku pomysłowość producentów nie zna granic. Figurki są rozprowadzane poprzez różne „niezwykłe” formy dystrybucji, zarówno w wolnej sprzedaży, jak i w formie bonusów przy zakupie ekskluzywnych serii wydawniczych, czy też poprzez sprzedaż wysyłkową w drodze specjalnych zamówień. Preferuje się tu formy sprzedaży mające pozory wyjątkowości, ograniczonych nakładów, utrudnionej dostępności czy limitowanych serii. Stosuje się nawet chwyty handlowe w postaci celowo popełnionych „błędów” dających klientowi poczucie wyjątkowości posiadanego egzemplarza. Figurki te są obiektem pożądania kolekcjonerów a eksponaty z limitowanych czy „błędnych” serii, zwłaszcza gdy są fabrycznie zapakowane w nieotwarte blistery, osiągają czasem zawrotne ceny.

Miniaturowi bohaterowie stanowią doskonałe uzupełnienie poważnych kolekcji militariów. Foto: autor.
Miniaturowi bohaterowie stanowią doskonałe uzupełnienie poważnych kolekcji militariów. Foto: autor.

Trzeci kierunek ewolucji action figure jest z naszego punktu widzenia najbardziej interesujący. Są to kolekcjonerskie miniatury żołnierzy z różnych epok. Producentów w tej branży jest wielu, w związku z czym trudno z mroków dziejów wydobyć informację kto pierwszy wyprodukował action figure „na serio”, czyli przeznaczoną do celów kolekcjonerskich. W każdym razie figurki w precyzyjnie odwzorowanych historycznych i współczesnych mundurach weszły na rynek pod koniec lat osiemdziesiątych XX w. ciesząc się szybko wzrastającą popularnością.

Dostępne elementy pozwalają kolekcjonerowi dowolnie odtworzyć typ, a nawet stan emocjonalny figurki. Foto: autor.
Dostępne elementy pozwalają kolekcjonerowi dowolnie odtworzyć typ, a nawet stan emocjonalny figurki. Foto: autor.

W Polsce action figure początkowo nie wzbudziły większego zainteresowania. Pewnym zwrotem było pojawienie się figurek produkowanych przez firmę Dragon z Hong Kongu. Specjalizowała się ona w produkcji modeli plastykowych, w tym wysokiej klasy zestawów do sklejania, przedstawiających żołnierzy różnych armii w skalach 1/35 i 1/16. Oferowane figurki żołnierzy w skali 1/6 są najczęściej „powiększeniami” postaci żołnierzy z zestawów modelarskich w mniejszych skalach. Jak należało się spodziewać, propozycja poważnej modelarskiej firmy spotkała się z zainteresowaniem poważnych kolekcjonerów. Nikt już nie kojarzy action figure z dziecinną laleczką służącą do zabawy.

W przypadku kolekcji action figure problem miejsca nie jest już tak istotny. Foto: autor.
W przypadku kolekcji action figure problem miejsca nie jest już tak istotny. Foto: autor.

Miniaturowymi żołnierzami w precyzyjnie odwzorowanych mundurach całkiem serio zainteresowali się modelarze, zbieracze militariów i rekonstruktorzy. Jak dowcipnie ocenił sytuację w Polsce portal internetowy „The Joe Report” : Their new collections are growing with the gusto of a barbecued kielbasa! Istotnie, na dzień dzisiejszy oferta dla kolekcjonerów jest niezwykle bogata. Możemy bowiem wybierać w zestawach kompletnych figurek w mundurach z różnych okresów historycznych, dostępne są zestawy alternatywnego uzbrojenia i wyposażenia, a nawet modele pojazdów z czołgami włącznie. Można nabyć także zestawy części „ciała” figurek umożliwiające nadanie im niepowtarzalnego, indywidualnego charakteru. Szereg hobbystów podnosi dodatkowo walory swoich eksponatów dokonując modyfikacji wzmacniających poziom realizmu przez dodanie swoim miniaturowym bohaterom „śladów po walce” w postaci zabrudzeń, uszkodzeń mundurów, zranień ciała czy „makijażu” twarzy imitującego wysiłek i zmęczenie. Potwierdzeniem popularności jaką cieszą się te miniatury jest duża liczba podmiotów zajmujących się ich sprzedażą. Zajmują się tym sklepy zabawkowe, modelarskie a nawet sklepy z wyposażeniem militarnym. Jest zatem gdzie i w czym wybierać, a wygospodarowanie miejsca na kolekcję dobrze wyeksponowanych mundurów nie jest już problemem. Wystarczy nam półka – znajdująca się zaraz obok tej z  fachową literaturą.

Piotr Lejman

Autor dziękuje Panu Piotrowi Mazurowi za udzielenie ciekawych informacji i umożliwienie wykonania zdjęć części jego wspaniałej kolekcji.
Podziel się tym artykułem!