W dzieciństwie byłem chłopcem raczej nieśmiałym i niespecjalnie towarzyskim. Wolałem raczej towarzystwo Old Shatterhanda i dzieci kapitana Granta niż szkolnych kolegów wciąż uganiających się w podwórkowym kurzu za piłką. Być może prezent, który wtedy dostałem, był próbą skłonienia mnie do częstszego opuszczania domu i przyglądania się światu widocznemu tuż za oknem. To było jakieś czterdzieści jeden lat temu. To było dokładnie czterdzieści jeden lat temu. W lipcu to było. A precyzyjniej – dwudziestego piątego lipca. Tego dnia dostałem od dziadka imieninowy prezent. Ze wszystkich prezentów, jakie od niego dostałem, pamiętam tylko ten jeden. I tylko ten jeden mam do dziś. Aparat fotograficzny!
Dostałem go choć nie zawracałem bliskim głowy prośbami o niego. Może w którymś ze swoich telewizyjnych programów Adam Słodowy przedstawiał jakąś fotograficzną konstrukcję, a ja się gapiłem na jego wystąpienie z rozdziawioną gębą i to moje zafascynowanie zostało podpatrzone przez któreś z moich dziadków? Niestety we właściwym czasie nie wpadłem na pomysł, by spytać, dlaczego dostałem taki podarek, a teraz jest już za późno…
Rankiem 25 lipca 1977 roku dostałem pierwszy w życiu aparat fotograficzny – Ami 66. Pod rozrywanym z niecierpliwością papierem prezentowym znalazłem pudło z grubego kartonu, na którym widniała, zajmująca całe wieczko, czarno-biała litera „a”. Tworzył ją czarny kształt upstrzony białymi grochami.
Wydaje mi się, że wciąż pamiętam zapach tego aparatu, charakterystyczną woń styropolu, z którego wykonano korpus aparatu. Styropol to handlowa nazwa polistyrenu wysokoudarowego – odmiany plastiku, który zastąpił cięższy bakelit stosowany powszechnie we wcześniejszych latach. Dzięki temu Ami 66 był bardzo lekki, nawet w odczuciu ośmiolatka. Jednak podkreślana przez producentów „wysokoudarowość” styropolu wydaje mi się mocno przereklamowana. Biorąc styropolowy aparat do rąk ma się wrażenie obcowania z substancją kruchą i raczej podatną na uszkodzenia.
W moim egzemplarzu aparatu dość szybko złamał się fragment tylnej ścianki odpowiedzialny za zamykanie komory filmu. Stało się to po dwóch, a może trzech latach użytkowania. Sam nie umiałem sobie wówczas poradzić z naprawą, więc Ami 66 trafił na długie lata do jakieś szafy.
*
Wszelako zanim tam wylądował, zdążyłem już połknąć bakcyla fotografowania. Zaprzyjaźniłem się z Amim. Chyba nie bez racji producenci nadali prostemu aparacikowi tę nazwę. W języku francuskim „Ami” oznacza przyjaciela, a w naszym kraju wielu ludzi właśnie takie imię nadaje swoim psom. Ami – najlepszy przyjaciel człowieka. Mój Ami często wyciągał mnie na fotograficzne spacery po okolicy.
Wiem na pewno, że razem z aparatem dostałem od dziadka rolkę filmu. Jakiego? Znając ówczesne realia naszego kraju najprawdopodobniej był to któryś z wytworów Bydgoskich Zakładów Fotochemicznych „Foton”. Ale możliwe też, że trafiło mi się ORWO, którego filmy niekiedy pojawiały się w polskich sklepach. Jedyne co sobie przypominam, to czerwona barwa papieru zabezpieczającego film przed naświetleniem. Zarówno filmy z Bydgoszczy, jak i te z NRD miały papier w tym kolorze, wygląda zatem, że zagadki swojego pierwszego materiału światłoczułego już nie rozwiążę.
A najgorsze jest to, że nie wiem, czy udało mi się zrobić na tym pierwszym filmie jakąkolwiek udaną fotografię. Jak przez mgłę przypominam sobie tamto fotografowanie, ale nie pamiętam, czy mój pierwszy negatyw w ogóle trafił do wywołania! Ja sam byłem za mały, by go zawieźć do miasteczka w sąsiedztwie, gdzie działało kilka zakładów fotograficznych. Dziadek zaś, choć jeszcze jako-tako funkcjonował, już wiedział, że umiera na raka, więc chyba nie miał głowy do mojego filmu.
Negatyw się nie zachował, ale jest pewien ślad… Przeglądając stare rodzinne zdjęcia znalazłem odbitkę, która mogłaby pochodzić z mojego pierwszego filmu.
*
Czemu piszę o tym akurat aparacie? Dlatego, że szukając ostatnio czegoś w kartonach zmagazynowanych w mojej ciemni, trafiłem właśnie na niego. Lekko zakurzony, z urwanym zaczepem klapy zamykania komory filmu. Przy próbach „pstrykania” przeprowadzonych awista, okazało się, że Ami ma zastały mechanizm migawki.
Porzuciłem dalsze grzebanie w pudłach, a dwie godziny później Ami został doprowadzony do porządku. Kurz zniknął, migawkę rozebrałem i skutecznie rozruszałem, a zaczep komory filmu dosztukowałem z kawałka przewodu elektrycznego i przykleiłem.
Potem przetrzepałem lodówkę w poszukiwaniu filmu, który odpowiadałby epokowo mojemu aparatowi. Wyjąłem ORWO NP22 z terminem przydatności, który upłynął w kwietniu 1977 r. i załadowałem go do aparatu. Oczywiście wiem, że fotografowanie na tak bardzo przeterminowanych filmach niesie ze sobą ryzyko niepowodzenia, ale co tam, nie takie niepowodzenia w życiu znosiłem. Byłem więc gotowy na wszystko.
Po dziesięcioleciach rozłąki znów ruszyłem z Amim na spacer. Jakże przyjemnie się maszeruje z aparatem, który waży 20 deko! Dwanaście klatek, które mieści się na filmie typu 120 ładowanym do tego sprzętu, zleciało jak z bicza strzelił. I muszę powiedzieć, że fotografowanie Ami 66 sprawiło mi przyjemność. Naprawdę dobrze się bawiłem.
Żadnego naciągania mechanizmu migawki, bowiem Ami 66 ma mechanizm samonapinający – po każdym zdjęciu migawka jest od razu gotowa do wykonania kolejnego. Żadnego ustawiania ostrości, bo nawet nie ma na obiektywie takiego pierścienia. Przy jednosoczewkowym obiektywie typu menisk ostre wychodzi wszystko, co leży w odległości powyżej 2 metrów od płaszczyzny filmu. Przy czym definicja ostrości, przy jakości obiektywu Ami 66, jest dość umowna. Ami ma też taką właściwość, że przy fotografowaniu nim nie trzeba sobie specjalnie zaprzątać głowy doborem parametrów naświetlania. O czym tu myśleć, jeśli można ustawić tylko dwa czasy migawki i dwa otwory przysłony.
Pewnym utrudnieniem dla osób przyzwyczajonych do fotografowania nowoczesnymi aparatami może być konieczność zadbania o przewijanie filmu po wykonaniu każdego zdjęcia. Trzeba pamiętać o wykonaniu kilka obrotów czarnym pokrętłem w górnej części aparatu, by przypadkiem nie zrobić kilku fotografii na jednej klatce filmu. Owszem, czasem może to dać ciekawe efekty, ale najczęściej jest to niepożądane.
Należy też przywyknąć do wpatrywania się w okrągłe czerwone okienko na plecach aparatu podczas przewijania filmu – ukazują się w nim numery wydrukowane na papierze ochronnym filmu, a oznaczające numer kolejny klatki. Tylko dzięki temu będziemy wiedzieć, ile zdjęć już zrobiliśmy, a ile nam jeszcze zostało.
Ja o tym wszystkim pamiętałem, więc kiedy wywołałem film w domowej ciemni i wyjąłem go z koreksu, zobaczyłem negatywowe obrazy widoków fotografowanych na spacerze z Amim. Nie wiem, czy podzielicie moje zdanie, ale wydaje mi się, że para czterdziestolatków, Ami 66 i ORWO NP 22, spisała się nad wyraz dobrze. Przypuszczam, że nie był to mój ostatni spacer z aparatem z czasów mojego dzieciństwa…
Ami 66 był trzecią i zarazem ostatnią w serii konstrukcją noszącą psie imię powstałą w Warszawskich Zakładach Fotooptycznych. Jego poprzednikami były Ami i Ami 2. Seryjną produkcję pierwszego modelu rozpoczęto w latach 60. XX w., zaś produkcję ostatniego modelu zakończono na początku lat 80. Łącznie wyprodukowano ponad 400 000 tych aparatów. Podobieństwa i różnice między poszczególnymi modelami zawarto w tabeli:
Ami |
Ami 2 |
Ami 66 |
|
Obsługiwany typ filmu |
120 |
120 |
120 |
Rozmiar kadru |
56×56 mm |
56×56 mm |
56×56 mm |
Konstrukcja obiektywu |
jednosoczewkowa – menisk |
dwie soczewki w jednej grupie – achromat |
jednosoczewkowa – menisk |
Ogniskowa obiektywu |
75 mm |
75 mm |
75 mm |
Przysłony |
f/8; f/16 |
f/8; f/16 |
f/8; f/16 |
Czasy otwarcia migawki |
1/50 |
B, 1/30, 1/60, 1/125 |
B, 1/50 |
Typ migawki |
centralna samonapinająca |
centralna samonapinająca |
centralna (płytkowa) samonapinająca |
Gniazdo wężyka spustowego |
nie |
tak |
nie |
Blokada podwójnej ekspozycji |
nie |
tak |
nie |
Ustawianie ostrości |
stała ostrość: 2 m–∞ |
dwie strefy ostrości: 2,5–4 m 4 m–∞ |
stała ostrość: 2 m–∞ |
Przewijanie filmu |
ręczne, pokrętłem |
ręczne, pokrętłem |
ręczne, pokrętłem |
Odczyt numeru klatki |
czerwone okienko na tylnej ściance |
czerwone okienko na tylnej ściance |
czerwone okienko na tylnej ściance |
Typ wizjera |
optyczny lunetkowy |
optyczny lunetkowy |
optyczny lunetkowy |
Synchronizacja lampy błyskowej |
dla żarówek spaleniowych przez gniazdo PC |
dla żarówek spaleniowych i lamp elektronicznych przez gniazdo PC |
dla żarówek spaleniowych przez gniazdo PC |
Mocowanie lampy błyskowej |
zimna stopka |
zimna stopka |
zimna stopka |
Mocowanie statywowe |
3/8” |
3/8” |
3/8” |
Wymiary aparatu |
143x82x100 mm |
143x83x101 mm |
143x82x100 mm |
Krzysztof Eszet
Krzysztof Eszet – z wykształcenia historyk, z pasji pisarz, bloger, fotograf. Laureat licznych konkursów zarówno literackich jak i fotograficznych. Miłośnik starych fotografii i tradycyjnych technik fotograficznych. Opowieści o nich przygotował specjalnie dla MyViMu.
[mailerlite_form form_id=4]
Podziel się tym artykułem!