Wszyscy kochamy stare fotografie. A jeszcze bardziej kochamy te stare fotografie, których nasi przodkowie nie omieszkali opisać. Na których dzięki tej podpowiedzi bez problemu zidentyfikujemy miejsca, ludzi i czas.
I wszyscy też wiemy, że takich fotografii jest mniejszość. Kolekcjonerskie zbiory pełne są anonimowych odbitek, których bohaterowie mogą co najwyżej pobudzać naszą wyobraźnię do snucia domysłów i wymyślania historii. Aby wiedzieć więcej, analizujemy techniki fotograficzne, papier, stan zachowania, ale również stroje i fryzury sportretowanych, tło, aranżację kompozycji.
Zebraliśmy kilka prawidłowości, które, choć niewtajemniczonych współczesnych często mylą, są cennym źródłem informacji o duchu epoki pierwszych fotografii.
1. Dlaczego Państwo są tacy smutni?!
Niezwykła powaga pozujących jest chyba pierwszym, co rzuca się w oczy na najstarszych fotografiach. Czy to zdjęcie rodzinne, ślubne czy jakakolwiek pamiątkowa fotografia, wszyscy mają poważny, czasem wręcz smutny, czasem srogi wyraz twarzy. I mężczyźni, i kobiety, i dzieci, i dorośli.
Nie oznacza to bynajmniej, że nasi przodkowie byli wszyscy ponurakami. Ani że, jak sugerują niektórzy, wszyscy jak jeden mąż mieli tak fatalne uzębienie, że wstyd było je co nieco odsłonić. Po prostu tylko powaga była uważana wtedy za elegancką i odpowiednią do utrwalenia.
Wykonanie fotografii było wszak rzadkim i ważnym wydarzeniem. Przygotowywano się do niego, ubierano w najlepsze stroje, bo utrwalony wizerunek mógł przecież być jedynym, lub jednym z niewielu, który zachowa się dla potomności. Podobnie jak dawne portrety malarskie. Czy widzieliście kiedyś szeroki uśmiech na dawnych portretach? No właśnie. Zarezerwowany był raczej dla scenek rodzajowych z udziałem błaznów, szaleńców czy… chłopów.
Nie zapominajmy też, jak wyglądało wykonywanie fotografii u jej zarania. Długi czas naświetlania wymagał, aby pozujący pozostawał przez dłuższy czas, od kilkunastu do kilku minut, w całkowitym bezruchu. Przetrzymywany zbyt długo na twarzy uśmiech mógłby w tym czasie drgnąć, powodując rozmycie twarzy na negatywie. Sami fotografowie zastrzegali więc kategorycznie: „Proszę się nie uśmiechać!”
2. Czy Pan i Pani są w sobie zakochani?
On z kwiatkiem w klapie, ona w welonie i z bukietem, ale w ciemnej, ba!, czarnej!, sukni. Cóż to za dziwny ślub? Czy to wdowa powtórnie wychodzi za mąż? Czy to ślub w czasie żałoby??
Niekoniecznie. Jak słusznie się domyślacie, w XIX wieku biel wciąż jeszcze nie była obowiązkowym kolorem sukni ślubnych. Co prawda opracowania na temat historii mody podają, że zaczął on obowiązywać od czasu ślubu królowej Wiktorii w 1840 roku, ale dotyczyło to głównie krajów anglosaskich i osób zamożnych. Na ziemiach polskich pozostając wciąż tylko marzeniem dla wielu dziewcząt. Niewiele z nich mogło pozwolić sobie na uszycie sukni na tylko ten jeden dzień (biel wszak była zbyt niepraktyczna, by nosić ją na co dzień!) i do ślubu szło się po prostu w swojej najlepszej sukni, używanej też na inne okazje.
Pamiętajmy też, że czarno-biała fotografia oszukuje. Nawet te suknie, które bierzemy za białe, w rzeczywistości mogły być jasnoniebieskie, różowe, żółte, kremowe…, te zaś, które zdają się czarne – granatowe, brązowe lub bordowe.
3. Proszę Pana, czy to tak wypada przy damie?!
Zwróciliście uwagę, jak często na starych fotografiach z dwojga na krzesełku spoczywa wygodnie pan, podczas gdy pani stoi obok? Nie musi być to wcale wyraz patriarchalnych układów społecznych, w których mężczyzna był ważniejszy a oddanie mu miejsca siedzącego miało być wyrazem szacunku!
Za takie rozmieszczenie pozujących odpowiadały przede wszystkim względy kompozycyjne i estetyczne. Po pierwsze, jeśli mężczyzna był wyższy od kobiety, kiedy usiadł, kompozycja stawała się bardziej zwarta i przyjemniejsza dla oka. Po drugie – o wiele łatwiej usiąść mężczyźnie w garniturze niż damie w długiej sukni, jak już wspomnieliśmy, zwykle najlepszej, jaką miała. Zarówno suknia, jak i welon w wypadku zdjęć ślubnych, prezentowały się w całej swej krasie w pozycji stojącej. A damy z tej prezentacji nie chciały rezygnować!
Dopiero z czasem zaczęto postrzegać to jako niewłaściwe i jeśli ktoś miał do zdjęcia przysiąść, to była to kobieta. Lub oczywiście senior.
4. Jaka śliczna dziewczynka! Chłopiec?
Sporo problemów potrafi też przysporzyć współczesnym rozróżnienie płci maluchów na starych fotografiach. Warto pamiętać, że w XIX i na początku XX wieku niemowlęta obu płci ubierano identycznie – w długą sukienkę zdobioną zwykle falbankami i koronkami. Płeć oseska na niepodpisanym starym zdjęciu jest więc praktycznie nie do określenia.
W czasie gdy pojawiła się fotografia kilkuletnie dziewczynki ubierano w krótkie sukienki z pantalonami, chłopców – w długie bluzy ze spodenkami. Niewprawnemu oku mogą one mylić się na zdjęciach. Tym bardziej, że w XIX wieku mali chłopcy nosili długie włosy a ich stroje ozdabiane były i koronkami, i wstążkami, i falbankami, tak kojarzącymi się nam dziś z modą dziewczęcą.
W drugiej połowie XIX wieku popularność zyskał znany strój marynarski z charakterystycznym długim kołnierzem. Chłopcy nosili go aż do osiągnięcia wieku gimnazjalnego i moda ta utrzymywała się przez kilkadziesiąt lat. Uwaga jednak – pod koniec wieku równie już popularny był strój marynarski ze spodenkami dla chłopców jak i ze spódniczką dla dziewcząt. Na portrecie nie ukazującym całej sylwetki rozróżnienie płci po stroju bywa wtedy już trudne. Szczęście mamy, jeżeli dziewczynkę rozróżnić możemy po wielkiej kokardzie na głowie.
Jak widać, oglądanie starych fotografii jest trochę jak czytanie opowieści. Im dawniejszych, tym bardziej tajemniczych i tym trudniejszych dla nas do zrozumienia. Warto nie pozostawiać interpretacji tylko domysłom i wyobraźni, ale i przeprowadzić czasem merytoryczne foto-śledztwo! Chcecie pobawić się w śledzenie tych i innych „zmyłek” starych fotografii? Zapraszamy do zagłębienia się w obszerne fotograficzne zbiory MyViMu! Dajcie znać, co najbardziej Was zaskakuje!
[mailerlite_form form_id=4] Podziel się tym artykułem!