Brunon Tode – Obrazy znalezione, wstęp wolny

Brunon-Tode

29 stycznia 2014 (środa), o godz. 18.00, zapraszamy do Galerii Kapitańskiej, przy ul. Kapitańskiej 2 w Szczecinie, na otwarcie wystawy prac Brunona Tode „Obrazy odnalezione” oraz koncert zespołu My z Delty. Dochód ze sprzedaży prac Brunona Tode przeznaczony zostanie w całości na pokrycie kosztów rehabilitacji artysty. Obrazy można oglądać tylko 3 dni – 29–31 stycznia 2014 w godzinach od 16.00 do 19.00. Wstęp wolny.

Brunon Tode. Ponad rok brakuje jego charakterystycznej sylwetki na wernisażach, spotkaniach, koncertach.

 

Padł ofiarą bestialstwa i nieudolności. Jego dzisiejsza egzystencja to usilne, bezsłowne próby komunikacji z otoczeniem, z żoną i przyjaciółmi na próżno czekającymi na wiadomość czy za spojrzeniami, ustami usiłującymi formować słowa kryje się po prostu Brunon, czy też ktoś kto chciałby dowiedzieć się kim jest, bo utracił z siebie prawie wszystko.

 

Nie wiemy tego, ale obserwujemy powolny postęp w łamaniu barier bezwładu i izolacji. Wszystko to dzięki troskliwej opiece Grażyny i pomocy przyjaciół, którzy nie szczędzą czasu albo starają się gromadzić środki na kosztowną rehabilitacje, namawiają innych by pomogli.

 

Temu ma służyć wystawa w Galerii Kapitańskiej. Przypomnieniu i pomocy. Ale nie tylko.

 

Kim jest Brunon Tode, dlaczego jego powrót za którym tęsknimy jest tak ważny?

 

Suche fakty powiedzą o studencie architektury na Politechnice Szczecińskiej, który chciał być i został malarzem, w latach 80-tych zdobył renomę jednego z najwybitniejszych twórców Szczecina, miał wiele wystaw indywidualnych i w wielu brał udział, stał się artystą niezwykle popularnym i rozchwytywanym na rynku sztuki, i tylko nieliczne prace z tego okresu można będzie oglądać na wystawie na Kapitańskiej – bo więcej już nie ma, rozeszły się. Największy obraz jaki Muzeum Narodowe posiada w swoich zbiorach wyszedł spod pędzla Brunona Tode. Tak było do początku lat 90-tych. Potem, wraz z kryzysem przyszły dla malarstwa lata chude. Ale jak powiedział kiedyś Brunon stojąc przed pustą ścianą galerii w BWA na Zamku: artysta pracuje z tym co znajdzie, co ma pod ręką. Z miejsca zaimprowizował instalację używając wyłącznie sprzętu wystawowego. Ta umiejętność wykorzystywania tego co widzi, co go otacza, stal się jego receptą na bycie artystą. A otaczała go przede wszystkim – jak nas wszystkich – informacyjna papka medialnej wrzawy, której nieznośną kakofonię sparodiował, konstruując w kilku wersjach młyn do mielenia informacji, z monitora i trzech kawałków luster. Trafność i celność tej instalacji również zaprowadziła ją do Muzeum. Ale Brunon nie chciał malować obrazów stojących w magazynie, chciał by były wśród ludzi. Wiele rozdał, niektóre były zbyt wielkie, nie nadawały się do wnętrz kolekcjonerów. To, co zostało możemy zobaczyć na wystawie.

 

Aktywność Brunona nie była natury specjalistycznej. Współtworzył spektakl plastyczno-teatralny, zostawiał swoje piktogramy i konstrukcje jako znaki kolejnych edycji Kontrapunktu, napisał książkę, nakręcił film, zaczął pisać poezje do muzyki i występować z zespołem. I cały czas był obecny – w charakterystycznym czarnym ubraniu, w nieodłącznych lenonkach na nosie, z wyrazem łagodnego sarkazmu na twarzy, znamionującego dystans i tęsknotę.

 

Za czym? za pierwszą fascynacją młodości, za muzyką lat 60 i 70 – ale nie o muzykę chodziło, tylko o ogród wolności, którym się stała się dla pokolenia późnych lat 60 tych. Rajem zmysłów, nieskrępowanej ekspresji, i ekstazy. Brunon wiedział, że świat takiej wolności nie oferuje. Ale sztuka, śpiew, malarski gest – pozwala w niej uczestniczyć choćby przez chwilę. Nie był to jednak świat nieustającej wesołości, ale świat w którym „śmierć sługą jest w wędrówce”, a życie spala się w kolejnych doznaniach. Zawsze towarzyszył mu cień mrocznej strony. Życie rozwija się i zwija – jest linią umierania. I życie zderzyło go z tą granicą w sposób brutalny i bezwzględny. Motyl i czołg.

 

Po tej katastrofie Brunon walczy z pochłaniającym go cieniem. Bez naszej pomocy nie zwycięży. Bard niezależności zależy teraz od nas wszystkich. Jest w tym nadal artystą. Jego fascynacja rzeczami ostatecznymi i przemijalnością znalazła nowy wyraz, który stał się wyzwaniem dla tych, którzy mogą pomóc mu wrócić do światła.

 

Lech Karwowski, Dyrektor Muzeum Narodowego w Szczecinie

 

Organizator: Galeria Kapitańska

Patronat honorowy: Muzeum Narodowe w Szczecinie

Wsparcie: Galeria 111, Open Gallery – Galeria Sztuki Moniki Krupowicz, Schowek – Galeria Sztuki, Soft Vision

 

 

Podziel się tym artykułem!