DEMOKRATYCZNA POCZTÓWKA JAK WIECZNE WSPOMNIENIE

Z całą pewnością nie da się już ustalić, kto wyprodukował pierwszą pocztówkę. Już ponad sto lat temu zawzięty spór o to, kto pierwszy wprowadził do użycia niewielki kartonik z widokiem i miejscem na kilka słów korespondencji, toczyły między sobą państwa a nawet miasta. Ten wspaniały wynalazek, jest z nami rzeczywiście od dawna. Wystarczająco długo, aby stał się jednym z piękniejszych i szlachetnych już obiektów kolekcjonowania dla każdego.

Na pewno stało się to niedługo po roku 1865, kiedy to za sprawą berlińskiego poczmistrza pojawił się pomysł uproszczenia, a tym samym obniżenia kosztów wzrastającej z roku na rok prywatnej korespondencji. Podczas V Niemieckiej Konferencji Pocztowej w Karlsruhe, w 1865 r. ówczesny poczmistrz Berlina, Heinrich Stephan, zaproponował wprowadzenie niewielkiego, specjalnie standaryzowanego kartonika przeznaczonego dla otwartej korespondencji. Pomysł ten, uznany wówczas za zbyt śmiały, odrzuciła ówczesna dyrekcja Poczty Pruskiej. Dopiero kiedy cztery lata później z podobną inicjatywą wystąpił profesor Uniwersytetu Wiedeńskiego Emanuel Hermann, władze ją zaakceptowały. W ten sposób poczta austro-węgierska wprowadziła tzw. „kartę korespondencyjną” ( z jęz. niem. – Correspondenz Karte ), której jedna strona przeznaczona była na korespondencję, a druga miała znaczek i miejsce na adres. Jako pierwsza zerwała więc z tradycją rozsyłania jedynie zaklejonych listów. Obecnie za najstarsze kartki pocztowe uważane są m. in. te wydawane od 1870 r. Pierwiosnki pojawiły się w czasie wojny francusko-pruskiej. Kartki stosowały wtedy obie strony konfliktu. Za jedną z pierwszych uważana jest także pochodząca z tego samego roku widokówka Serba – Petara Manojlovicia, przedstawiająca smoka na tle zabudowy miejskiej. Dzisiaj znana jest jedynie z przedwojennej reprodukcji. Aby było jeszcze ciekawiej, także nasz Dolny Śląsk posiada tutaj dużą tradycję. Za jedne z najstarszych kartek na świecie, uważane są bowiem pocztówki ilustrujące najwyższy szczyt Karkonoszy, Śnieżkę, datowane na 1873 r. Oczywiście nie wykluczonym jest także, że gdzieś w zapomnianej stercie szpargałów leżą kartki starsze od obecnie znanych, których przyszłe odkrycie może zmienić naszą wiedzę o początkach pocztówki. Tymczasem na kolekcjonerskim rynku filokartystów, najstarsze widokówki noszą własną, określającą właśnie takie karty, specyficzną niemiecką nazwę: Vorläufer i są bardzo poszukiwane. Natomiast nie doczekaliśmy się jeszcze polskojęzycznego odpowiednika tego terminu.

Początkowo nowa usługa pocztowa spowodowała poruszenie na salonach i budziła zgorszenie określonych kręgów a to z powodu oczywistego braku prywatności przekazywanych informacji. Jednakże bardzo szybko zyskała uznanie, gdyż w porównaniu do całej, dotychczasowej epistolograficznej celebracji, nie tylko znacznie upraszczała wysyłanie. Także dzięki dużo niższej cenie, wszystko działo się po prostu szybciej i można było uczynić to w każdych niemal okolicznościach. O popularności tej nowej formy korespondencji świadczy fakt, iż w ciągu 3 miesięcy od jej wprowadzenia, wysłano ok. 3 milionów kart ! W rok późnej, za sprawą poznanego już Heinricha Stephana, podobną formę przesyłek wprowadziła postępowa Poczta Północnoniemiecka, za której przykładem powędrowały inne kraje w Europie i na świecie. Oczywiście już niebawem obaj pomysłodawcy zaczęli toczyć spór o zaszczytne miano twórcy karty korespondencyjnej. Profesor Hermann twierdził, że nie wiedział o wcześniejszych pomysłach Stephana i nie jest plagiatorem jego pomysłu, jak mu to zarzucano w Niemczech. Niezależnie od tego, jaka jest prawda obaj, jako prekursorzy wspominani są w licznych opracowaniach dotyczących pocztówki. Pomysł chwycił a jego wspaniałe możliwości zostały dostrzeżone przez ludzi z inwencją. Wkrótce na tak wydawanych kartkach do korespondencji, zaczęły pojawiać się pierwsze rysunki i napisy okolicznościowe. W taki sposób narodziła się właściwa pocztówka. Początkowo obrazki znajdowały się w jednym z rogów kartki. Z biegiem czasu zaczęły zajmować coraz więcej miejsca, przyjmując różnorodne treści i wyobrażenia. Pierwotnie i od początku obecności kart w obiegu pocztowym, jedna strona przeznaczona była na adres i znaczek, natomiast na tekst – strona z widokiem. Jeżeli nadawca nie chciał zbyt zamaszyście kreślić słów już na obrazku wówczas, na tekst pozostawało mu niewiele miejsca i w wielu wypadkach musiał ograniczać się do lakonicznych życzeń. Dopiero w 1904 r., poczta zmieniła zasady i odtąd na jednej stronie umieszczano obrazek, natomiast na drugiej znalazło się miejsce na korespondencję, przyklejenie znaczka oraz zaadresowanie. Ta złota zasada i doskonała w swojej prostocie praktyka obowiązuje do dnia dzisiejszego, w charakterystyczny sposób wyróżniając tą formę korespondencji od innych. Miejmy nadzieję, iż podobnie będzie przy rozwoju naszego serwisu.

Bardzo szybko od swojego pojawienia się, gdyż już pod koniec XIX wieku widokówki zyskały nieprawdopodobną wręcz popularność. Fenomen oczywiście związany był także z olbrzymimi zmianami w ówczesnym świecie. Pocztówki doskonale legitymują te zmiany. Gwałtowny rozwój przemysłu i szybkiej komunikacji oraz przeobrażenia społeczne dotykające tradycyjnej obyczajowości a więc i form porozumiewania się, spowodowały chociażby zmianę tradycyjnego modelu rodziny. Wiele z nich w wyniku migracji zarobkowych, stało się rodzinami „korespondencyjnymi”. Znaczenie miał także szalony rozwój tzw. nowoczesnej turystyki. Ważnym elementem zapotrzebowania na pocztówki, stało się odkrycie przez mieszkańców dużych miast, pełnych powietrza, peryferyjnych dzielnic czy przedmieść. Ich rekreacyjny i rozrywkowy charakter, pozwalał odpocząć od wielkomiejskiego ścisku, zgiełku i zanieczyszczenia spowodowanego nieposkromionym rozwojem przemysłu fabrycznego. Widoczki z takich miejsc stanowiły całkiem spory procent wydawanych ówcześnie kartek. Pocztówka jako wygodny, tani i atrakcyjny środek korespondencji pod koniec XIX wieku, szybko stała się produktem masowym. Okres od końca XIX wieku do zakończenia pierwszej wojny światowej nazywany jest jej złotym okresem. Widokówka pełniła wtedy funkcje nie tylko użytkowe. Już wówczas była także obiektem budzącej się pasji kolekcjonerskiej dostępnej dla dużej części nowo powstającego społeczeństwa. Niebawem na całym świecie organizowano już wystawy, wydawano specjalistyczne pisma i zrzeszano się w klubach kolekcjonerskich. Gromadzenie pocztówek nazywano sportem kartkowym, a kolekcjonerami stawały się nawet osoby z najwyższych sfer społecznych. Być może była to jedna z form zamanifestowania łączności z tzw. „masami szerokimi”. Przykładem może być głowa kościoła katolickiego, papież Pius X, jako zaprzedany filokartysta solidaryzujący się w ten sposób z wiernymi oraz władcy państw, szukający politycznego poparcia u swoich poddanych. Pocztówka stała się jedynym w swoim rodzaju demokratycznym wytrychem, nieposkromioną ulotką ludzkich potrzeb, pasji i namiętności, które odtąd nie były już zarezerwowane dla nielicznych. Krajem, który od początku przodował w liczbie i rodzajach wydawanych kartek były wówczas Niemcy. Nawet w małych wsiach często działał, tak go nazwijmy – edytor, który wydawał lokalne pocztówki. W dużych miastach takich jak Wrocław, Gdańsk czy Monachium liczba wydawanych motywów dochodziła do dziesiątek tysięcy. Obok pocztówek topograficznych ukazywały się także mnogie pocztówki okazjonalne, dotyczące większości dziedzin ludzkiej aktywności z delikatną erotyką włącznie. To właśnie dzięki temu, do naszych czasów zachowało się bardzo dużo pocztówek, które w ostatnich latach stały się znowu przedmiotem kolekcjonerskiego zainteresowania.

Wiek XX był już złotym okresem dla ilustrowanej karty pocztowej. Na jej fenomen złożyło się wiele czynników. Przełom stuleci był czasem kolejnych zmian w strukturze społecznej i okresem dalszego rozwoju przemysłu. Rozwój turystyki, tworzenie nowych połączeń komunikacyjnych, szczególnie kolejowych oraz wprowadzenie nieznanych wcześniej urlopów oraz zwiększenie możliwości finansowych wielu warstw, wpływało na zwiększoną ruchliwość społeczną, a tym samym na zapotrzebowanie na kartki pocztowe. Pocztówka znalazła uznanie wśród dużej grupy ludzi, opuszczających swoje domostwa w poszukiwaniu pracy, czy też w celach turystycznych. Kartka pocztowa była łatwą i tanią formą przekazywania krótkich informacji. Mogła także pokazać miejsca, w którym aktualnie znajdował się nadawca, pragnący podzielić się wrażeniami z najbliższymi. Dla wielu turystów stanowiła także niedrogą pamiątkę dokumentującą pobyt w ciekawym miejscu. W 1903 r. pocztówka była najtańszą, najwygodniejszą, najpowszechniejszą i dostępną formą komunikacji międzyludzkiej. Jak już wiemy, stała się także pasją kolekcjonerską dla wielu osób i pochodzących z różnych sfer. Od początku prym w wydawaniu pocztówek wiodły Niemcy. W 1901 r. wydano tam ok. 88 mln kart pocztowych, co w przeliczeniu na jednego mieszkańca dawało 187 sztuk rocznie. Praktycznie każda miejscowość wydawała swoją pocztówkę. Nie tylko duże miasta posiadały wyjątkowo bogatą paletę kart widokowych. Ówczesny Wrocław, jako stolica Śląska wykazywał duże zapotrzebowanie na pocztówki, ze względu na rosnącą liczbę turystów i przyjezdnych: uczniów, studentów czy wszechobecnych wojskowych. Wystarczy uzmysłowić sobie, że od 1868 do 1899 r. liczba ludności wzrosła z 192 tys. do ponad 400 tys. Przyrost naturalny w dużych miastach nie był wówczas jeszcze wysoki. Wzrost spowodowany był napływem ludności migrującej w poszukiwaniu zatrudnienia. Właśnie to, dla wydawców kart pocztowych oznaczało tysiące potencjalnych nabywców. Oczywiście wszyscy starali się zaprezentować charakterystyczne budowle i zakątki miasta, jakimi dla większości miast były ratusz, opera czy wyśmienita katedra. Starano się również przemycać inne, mniej popularne motywy. Na kartach pocztowych pojawiały się także szkoły, remizy strażackie, budynki hydrotechniczne, hale targowe czy restauracje. Już wówczas, dla wielu przedsiębiorczych ludzi pocztówka była także doskonałą reklamą. Dzięki nieujarzmionej popularności wraz z nazwą i stosowną nazwą restauracji czy odlewni pieców żeliwnych trafiała do ludzi w całym kraju, a nawet na świecie. Ważną kategorię stanowiły także pocztówki przedstawiające przeróżne katastrofy. Takie wydarzenia były kolportowane wówczas, jako powiedzmy news, chociaż długo się starzejący. Pocztówka odgrywała tu rolę niezależnego dostawcy sensacyjnych wiadomości w formie uwieczniających je obrazów.

Dzisiaj stare pocztówki lub karty pocztowe zbierane są także dla lokaty. W naszym kraju ten właśnie aspekt zbierania jest popularny przede wszystkim. Dla odmiany w Czechach filokartystów i klubów jest trzykrotne więcej, gdyż tam zbiera się także dla przyjemności. Przyglądając się krajowemu rynkowi, należy więc bliżej przyjrzeć się aspektowi inwestycyjnemu, gdyż to on determinuje aktywność. Nic dziwnego, gdyż i u nas są pocztówki lub karty pocztowe, które na pewno nie stanieją. Bardzo poszukiwane są niskonakładowe karty Warszawskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych z lat 20. ubiegłego wieku, które osiągają ceny od ok. 600 zł do ok. 3 tys. zł. Oczywiście w Polsce cenione są pocztówki z odręczną korespondencją wybitnych postaci historycznych. Kartka z tekstem napisanym przez Józefa Piłsudskiego kosztuje ok. 2,5 tys. zł, gdy taka sama pocztówka bez tak wartościowego „wsadu” kosztuje ok. 40 zł. Bardzo poszukiwane są pocztówki z korespondencją Sienkiewicza, Witkacego, Dąbrowskiej, gdzie ceny to ok. 500 – 1000 zł. Wysoko cenione są judaika, szczególnie przedstawiające synagogi i dające średnie ceny ok. 800 – 1000 zł. Na pewno nie przybędzie i nie stanieją pocztówki z Warsztatów Wiedeńskich, których średnie ceny osiągają 500 – 1500 zł oraz cenione u nas pocztówki projektowane przez Alfonsa Muchę. Ceny zależą przede wszystkim od rzadkości i od aktualnego zainteresowania danym tematem. Na przykład Jakub Mortkowicz przed wojną wydał specjalnie dla kolekcjonerów serię pocztówek z wizerunkami królów polskich. Dziś jako pojedyncze sztuki kosztują ok. 50 – 100 zł. Natomiast tzw. komplet 24 pocztówek, dotychczas nie pojawił się na rynku. Jak szacuje jeden z krakowskich antykwariuszy, kosztowałby co najmniej 3 tys. zł. Jest jeszcze duże pole do popisu dla zbieraczy pocztówek nowszych. Nasze rodzime pocztówki wydane po 1945 r. dzisiaj sprzedawane są nawet po 10 gr. Przeciętna cena wynosi 2 – 3 zł, a za rzadsze okazy trzeba płacić 5 zł. Jednakże i tutaj możliwości jest sporo. Przykładem niech będzie pocztówka przedstawiająca pierwszomajową trybunę honorową okupowaną przez wyraźnie zmęczonego Władysława Gomułkę. Kartka bardzo szybko została wycofana ze sprzedaży przez władze polityczne PRL i zniszczona. Jako wyjątkowa rzadkość dzisiaj kosztuje ok. 700 zł.

W pewnym okresie kolekcjonerzy zaczęli poszukiwać pocztówek dotyczących mniejszych, ale ciekawych chociażby architektonicznie miast, np. Olsztyna, Myślenic, Kwidzyna. Wysoki popyt sprawił, że pocztówki, które wcześniej kosztowały 10 – 20 zł, szybko osiągnęły ceny ok. 50 – 80 zł. W ten sposób do Polski wracają tak obecnie dawne pocztówki, które w czasach PRL masowo wywożono za granicę. Dla przykładu kolekcjonerzy z Dolnego Śląska zbierają dziś wszelkie materialne ślady dotyczące ich stron rodzinnych. Ten popyt sprawił, że z Niemiec lub Austrii przywożone są właśnie śląskie pocztówki, gdyż paradoksalnie to u nas osiągają teraz wyższe ceny. To, co tam kosztuje 2 – 5 euro, u nas osiąga cenę ok. 50 – 80 zł. Dostawcy, którzy zaopatrują nasz wciąż ubogi rynek kolekcjonerski i antykwaryczny, masowo przywożą do kraju kolejne stare pocztówki. Podobnie czynią młodzi Rosjanie lub Ukraińcy, kolekcjonerzy pamiątek historycznych pochodzących ze swoich rodzinnych stron. Kupują u nas także pocztówki dotyczące dawnych Kresów Wschodnich. Kolejny raz dowiadujemy się, iż opłacalne jest kupowanie czegoś na Zachodzie. Tym razem bez pośrednictwa. Wspaniała giełda dla filokartystów działająca w Berlinie jest tak zasobna, iż w ciągu dnia można poznać ofertę najwyżej 5 – 10 stoisk, gdy jest ich w sumie ok. 300. Tam dla odmiany najczęściej sprzedaje się zestawy, tymczasem u nas kolekcjonerzy poszukują zwykle pojedynczych kart. Handlowiec kupując zestaw, np. kilkadziesiąt sztuk związanych z jednym regionem ponosi ryzyko, gdyż może nie znaleźć amatorów na niektóre okazy lub będzie je sprzedawał przez kilka kolejnych lat. Zakupy na tamtejszym rynku wymagają sporej wiedzy, której i u nas miejmy nadzieję nie zabraknie, kiedy nadejdzie ten prawdziwy, pocztówkowy boom. Filokartyści polscy na pewno nie przeoczą tego faktu, przecież jesteśmy bardzo przedsiębiorczym i spostrzegawczym narodem.

Tymczasem opierając się na opinii kilku specjalistów z branży, można szacować, iż w naszym kraju jest raptem ok. 5 tysięcy filokartystów. Jednakże między nimi znajdują się także profesorowie uczelni, politycy, wielu prezesów znanych firm. Jak szacuje warszawski antykwariusz od lat działający na tym rynku, może ok. 100 osób posiada rzeczywiście wybitne kolekcje. Można nawet powiedzieć, że środowisko polskich filokartystów jest stosunkowo nieliczne, skoro w Czechach jest ich ok. 8 tysięcy, a w Niemczech nawet do 200 tysięcy. Jednak polski rynek stale się rozwija, w dużym stopniu dzięki internetowi, gdzie odbywa się około połowa rynkowego obrotu starymi pocztówkami. W ciągu roku przeprowadza się kilka specjalistycznych aukcji opartych na tzw. systemie tradycyjnym. Na każdej z takich aukcji, obecnych jest ok. 500 klientów gotowych płacić dobre ceny. O wysokim poziomie aukcyjnej oferty świadczy fakt, iż poprzez nią kupują także muzea czy chociażby Biblioteka Narodowa, która posiada największą w Polsce kolekcję publiczną. Natomiast najwybitniejszą prywatną kolekcję stworzył wybitny kolekcjoner Marek Sosenko, który także bezinteresownie prezentuje ją na licznych wystawach cieszących się wielką frekwencją. Co roku, w kraju prywatnie wydaje się co najmniej kilkanaście doskonałych albumów z reprodukcjami unikalnych widokówek lub kart pocztowych. Na polskim rynku wyodrębniły się także specjalistyczne antykwariaty. Ciekawe, niskonakładowe pocztówki na niektórych aukcjach osiągają ceny nawet ok. 3 tys. zł. Jak już wiemy czynników i metod kształtowania się, rozpoznawania ich i stosowania cen, jest wiele. Na zakończenie przypomnieć warto, iż jedną z nich jest wiedza. Początkującym zbieraczom podpowiemy jeszcze, iż w 1905 roku tzw. konwencja pocztowa zezwoliła na pisanie tekstu na stronie adresowej, stąd dzisiaj nazywamy je „z krótkim adresem””. Przyjęło się, że cena pocztówki wydanej do 1905 roku, czyli z tak zwanym długim adresem, wynosi co najmniej 50 zł. Ceny kształtują się więc różnie, wynikając ze specyfiki tej dziedziny kolekcjonowania na którą składają się także osobiste zainteresowania zbieracza. Należy po prostu zbierać i czytać.

Jednakże obecnie dawnych pocztówek jest w obrocie coraz mniej. Coraz to słabszą ofertę widać zwłaszcza w katalogach aukcji stacjonarnych. Nie ma w nich już prawie litografii oraz bardzo poszukiwanych, ręcznie kolorowanych pocztówek. Ich ceny zaczynają się od 100 zł, podobnie jak i cenionych judaików. Wiemy, iż trudno jest zarobić na akcjach kupowanych na giełdzie w okresie hossy. Podobnie nie uda się z zyskiem sprzedać pocztówek kupionych za maksymalne ceny. Ale czy to właśnie jest najważniejsze? Nieoszacowane wspomnienia zaklęte w małym kartoniku z widokiem, są przecież dla każdego i są najpewniej wieczne.

redakcja serwisu myvimu.com

Pozwalamy sobie dodać kilka jeszcze, ale jakże treściwych zdań komentarza napisanych przez wyjątkową osobę i pasjonatkę  obrazków pocztowych oraz kustosza popularnego w serwisie muzeum Pocztówki Artystyczne:

Pocztówki to swego rodzaju wehikuły czasu ;) Na początku XX wieku były zjawiskiem, którego fenomen możemy przyrównać do dzisiejszego Internetu czy telefonii komórkowej. Olbrzymia konkurencja zmusiła firmy do produkowania coraz to wymyślniejszych wzorów i podnoszenia jakości. O podobnej różnorodności tematyki możemy obecnie tylko marzyć. Dzięki temu dzisiaj każdy może wśród tych pięknych kart znaleźć coś dla siebie i czasem trudno się oprzeć przed rozszerzeniem zainteresowań o nowe obszary. Jak to w artykule napisano, kartki pocztowe nie są u nas tak popularne jak w innych krajach. Mam nawet czasem wrażenie, że są jeszcze wciąż dyskryminowane i lekceważone. To chyba szare i niespokojne lata powojenne wpłynęły na to, że ludzie mieli inne zajęcia niż układanie kolorowych obrazków w albumach (np. stanie w kolejkach), które jako sterta szpargałów kończyły karierę na śmietniku. W ten sposób dzieci i wnuczki nie znalazłszy w piwnicy skrzyni z pamiątkami po babci i dziadku nie mogły się zarazić tą cudowną chorobą zbieractwa. Co innego „monety” po dziadku albo „znaczki” – znaczki i monety to pieniądze – same w sobie są wartością – jeżeli masz ich dużo to pewnie jesteś bogaty. Tak więc monet i znaczków się nie wyrzucało a wpajane legendy o tezauracyjnej funkcji tych ostatnich są wciąż żywe. Wśród wielu cnót filokartystyki, jest jedna bardzo dla mnie ważna – twórczy chaos + brak katalogu, który tak jak w przypadku monet i znaczków psułby zabawę laboratoryjnymi szczegółami. Rynek pocztówkowy jest bardziej nieprzewidywalny i kolorowy, nawet jeżeli i tak wiadomo, że rój much oblega jego wierzchołek od bardzo dawna… Rzeczywiście na „Vorläufera” nie ma chyba typowo polskiej nazwy i raczej jej już nie będzie. Ja się u nas czasem spotykam z określeniem „prekursor” pewnie poprzez analogię do francuskiego określenia „précurseur”.

yuppi,

Muzeum Pocztówek Artystycznych http://myvimu.com/museum/1822

Podziel się tym artykułem!