GODŁO PAŃSTWOWE – WOLNE MIASTO GDAŃSK POCZTA POLSKA 1939

Na początku stycznia tego roku, dwóch ostatnich żyjących partyzantów oddziału Andrzeja Różyckiego „Zjawy”, działającego niegdyś na ziemi Lubawskiej, spotkało się po wielu latach. W miarę upływu czasu, atmosfera tego wydarzenia urosła do rangi dziejącej się właśnie historii.

Tekst i fotografie: Damian Czerniewicz

Schlossgasthaus, zajazd stojący opodal zamczyska von Podewilsów, w słynnym na Pomorze Krągu, na skołataną już tego dnia wyobraźnię, oddziaływał w dwójnasób. Gdybym jeszcze wtedy wiedział, że niedaleko stał inny dwór, wysokiego rangą niemieckiego oficera, uwierzyłbym, że właśnie robią tu film, przynajmniej w stylu „ Szatan z siódmej klasy” a ja jestem tylko jednym z wielu aktorów tej równie fantastycznej historii. Oczywiście, zgodnie ze staropolskim zwyczajem, należało „dokręcić” kolejną scenę, więc jeszcze nie prędko było do upragnionego łoża. Obecny właściciel zajazdu dopiero pożegnał syna przedwojennego właściciela tego budynku i jako historyk z wykształcenia, pełen pasji zabrał się do opowiadania historii zamku, przyległego doń kościoła i swojego właśnie domostwa, podlewając wszystko domową śliwowicą. Pojawiły się opowieści w opowieściach a te z kolei… wkrótce powstała historia tzw. szkatułkowa, czyli „Rękopis znaleziony w…” Wiecie, jaki był skutek tamtego opowiadania. Niemniej, kiedy już dotarłem do komnaty, wiedziałem, że dzieje się tutaj coś, jeśli nie dziwnego, to co najmniej niezwykłego.

Następnego poranka w silnie szklanej wacie lodowatego Pomorza, majaczyły wieże renesansowego zamku rodu Podewilsów. Właśnie w tej okolicy stoi murowany z czerwonej cegły budynek niegdysiejszego nadleśnictwa. Po obiedzie popijając herbatkę, jedliśmy domowe pączki tak smaczne, że nie zauważyłem zniknięcia gospodarza. Nieźle się wystraszyłem, kiedy ktoś położył mi dłoń na ramieniu. – Teraz już pan wie, dlaczego nazywano go „Zjawa”, głośno roześmiała się pani Halina. Niepostrzeżenie, całkowicie niesłyszalnie, za moimi plecami stał pan Andrzej. Na palcach jego prawej dłoni, zwieszona na grubym sznurze wisiała sporej wielkości mosiężna tablica. Rzut oka wystarczył – to orzeł Jagiellonów. Pod nim, niewielkimi literami coś napisano… Nie raczej wybito. Za plecami gospodarza, równie bezszelestnie i powoli sunęło na miejsce wciąż otwarte skrzydło drzwi potężnej szafy. – To trzymam na wyjątkową okazję. Kiedy otworzą to Muzeum II wojny światowej w Gdańsku, o którym pan tak rozprawia, osobiście przekażę tą tablicę do zbiorów… Wydobyty gdzieś z zakamarków szafy przedmiot, spoczywał najpewniej w jednej z rozlicznych skrytek. – To tablica zdjęta przez niemieckich żołnierzy z ostatniego pociągu do Westerplatte. Wisiała na wagonie pocztowym, do kiedy nie zdobyto stacji handlowej w składnicy. Proszę, niech pan czyta.”

Pod orłem wybito głęboki, wyraźny napis: „WOLNE MIASTO GDAŃSK – POCZTA POLSKA 1939 ROK„ Jeszcze przez długi czas potem, nie zauważałem liter wybitych także na brzegu tablicy. Słuchając pierwszych relacji gospodarza, zastanawiałem się, czy wszystko to, w tym starym, po niemieckim leśnictwie osiadłym tu od dziesięcioleci wraz z legendarnym gospodarzem, dzieje się naprawdę. Może wciąż jeszcze siedzimy, spróbuję to wymówić: w Schlossgasthaus i dogorywamy nad pomorską śliwowicą? A może zaraz na plan wkroczy reżyser i każe powtarzać ujęcie… Jeden z długich brzegów tablicy nosi napis ni mniej ni więcej jak: PKP – WESTERPLATTE.

Z końcem lat 60. ubiegłego wieku, ekipa pracowników leśnych sprzątała teren leśny pełen starych drzew okalających ruiny poniemieckiego dworu w Kosierzewie. Położony opodal naszego zajazdu i zamku Podewilsów, dwór Kosserow, zamieszkiwany był przez niemiecką rodzinę. Na początku XX wieku majątek ten kupiła rodzina Görlitz i, co istotne dla dalszych poszukiwań, posiadała go do 1939 roku. Hans Joahim Görlitz z Kosierzewa trafił do jednostek szturmujących… Westerplatte. Podobno należał do jednej z kompanii zgromadzonych na pancerniku Schleswig-Holstein, które zeszły na teren składnicy. Jeden z szeregowych, na życzenie Gorlitza, miał odkręcić tablicę z polskim godłem, przyśrubowaną do pocztowego wagonu.

Tablica trafiła do Kosierzewa i jako zdobycz wojenna, rzeczywiście charakterystyczna dla czasów tamtej wojny, kiedy to wiele tego typu „pamiątek” trafiło do niemieckich domów, zawisła gdzieś na ścianie. Aby daleko nie szukać, podobnie czynili także żołnierze amerykańscy, którzy po lądowaniu w Normandii słali zdobyczne, wszelkiej maści tzw. „hitleryki” do swoich rodzin za oceanem.

Tymczasem przyszedł rok ’45 i w Kosierzewie stanął sztab główny jednej z niemieckich armii. Z pałacu Kosserow pozostały smętne zgliszcza a całość zarosła chaszczami. Być może tablica trafiła tutaj, wraz z innymi zdobyczami niemieckiego oficera służącego w sztabie armii. A może nowy właściciel, który objął majątek po 1939 roku, natrafiwszy na polską tablicę, wyrzucił ją po prostu na śmietnik? Lub, jak na początku dociekań, to po prostu zdobycz wojenna Hansa Joahima Görlitza, którego szlak bojowy obecnie odtwarzamy. Po 1939 roku rodzina ta opuściła majątek Kosserow.

Nie wiemy co stało się potem. Zwracamy się do Pasjonatów i Kustoszy serwisu o wszelką pomoc w ustaleniu losów tego wyjątkowego zabytku. Ktokolwiek może wnieść nowe dane w pracach nad życiorysem Görlitza, dostarczyć dokumentalne fotografie takiej tablicy, wagonu pocztowego, podać szczegóły dotyczące walk o Westerplatte na tym odcinku, i dołożyć cegiełkę do wyjaśnienia tajemnicy orła z Westerplatte, proszony jest o kontakt z redakcją.

Cała historia oraz wiele ciekawych wątków związanych nie tylko z tablicą, opublikowana jest w bieżącym, marcowym wydaniu miesięcznika „Odkrywca” Fragment materiału pochodzi z artykułu „Orzeł z szafy i historia mosiężnej tablicy”

Damian Czerniewicz

www.odkrywca.pl

serwis myvimu.com

[email protected]

Podziel się tym artykułem!