Podejście piąte.
Po dłuższej przerwie spowodowanej powrotem zimy, rezygnując z dalszego oczekiwania na ocieplenie, w dniu 26 marca 2013 roku ponownie idziemy z Juniorem do jaskini, aby poznać ostatnią niewiadomą w postaci istnienia i wyglądu najdalszej jej części. Zamierzamy też sprawdzić połączenia między niektórymi częściami jaskini, co do których mam wątpliwości czy istnieją i czy są możliwe do przejścia, ewentualnie ustalić ponad wszelką wątpliwość że są, ale nie jest możliwe przedostanie się nimi.
Przed jaskinią stajemy około godziny 11. Jest zimno ale nie zrażajac się tym, przebieramy się i wchodzimy czwartym wejściem. Dziś zabraliśmy z sobą pięć trzymetrowych pasów czarnej folii, które jak się później okazało, były bezcennym elementem wyposażenia.
Przeciskamy się przez zwężenie w połowie korytarza wejściowego i przemieszczamy w szerszy jego fragment znajdujący się w pobliżu salki z oknem. Tutaj Junior zostaje, a ja cofam się nieco do niszy po prawej stronie korytarza wejściowego, która prowadzi do bocznego korytarza idącego wgłąb skał. Byłem w nim już wcześniej ale nie przeszedłem do końca ze względu na ciasnotę. Tym razem zamierzam to zrobić, ale napotkawszy skalne ostrze dzielące korytarz na pół, obok którego nie mogłem się przecisnąć, postanawiam jednak zrezygnować.
Wracam do Juniora czekającego koło salki z oknem i teraz moje zainteresowanie kieruje się na korytarz który do tej pory ignorowałem, myśląc że prowadzi do skały którą nazwałem kowadłem.
Zostawiamy plecak pod skalnym nawisem i „nurkujemy” w ten korytarz – najpierw ja, Junior za mną. Po około trzech metrach wypełzam z niego w poprzeczny korytarz.
Patrzę w lewo i w świetle z czołówki widzę szczelinę prowadzącą do salki z oknem. Tutaj nie wchodzę, bo już w niej byliśmy, więc interesuje nas kierunek przeciwny.
Korytarz idacy w prawą stronę – na wschód – jest długi, pełznę nim mijając widoczne po prawej jego stronie dwie odnogi – pierwsza jest wąska, ciasna i nie do przejścia, druga to ta ze skalnym ostrzem, obie mają wylot w korytarzu wejściowym w pobliżu czwartego otworu wejściowego.
Pełznę dalej, po około sześciu metrach korytarz staje się wyższy, można by w tym miejscu stanąć, bo szeroka szczelina idzie do góry. Zauważam że w lewo od tego miejsca odchodzi inny korytarz. Lekki niepokój wywołuje we mnie widok głazu zapartego między ścianami szczeliny a wiszącego dokładnie nade mną. Na oko waży co najmniej kilkadziesiąt kilogramów i sprawia wrażenie jakby za chwilę miał runąć w dół.
Profilaktycznie przesuwam się z potencjalnego pola rażenia dalej, rozkładając na widocznych na dnie korytarza małych kałużach wody kolejną folię. W świetle z czołówki widzę że korytarz robi się coraz niższy i ciaśniejszy, ze zwisającymi ze stropu cienkimi korzeniami, a na końcu zanika,zasypany rumoszem skalnym przemieszanym z błotem.
Cofam się pod wiszącym u góry głazem i wpełzam w boczny korytarz zauważony wcześniej. Pośrodku korytarza sterczy w dół długie kamienne ostrze, dno jest bardzo mokre. Przeczołguję się około pięciu metrów i przed moimi oczami pojawia się salka z dwoma leżącymi na dnie głazami – jednym ułożonym pionowo i drugim ułożonym ukośnie. Ponad nimi, na skalnym występie wisi plastikowa torba w której znajduję notes z wpisami poprzedników którzy byli w tym miejscu.Wpisuję się również i spowrotem zawieszam torbę.
Jest mokro i ślisko, przeciśnięcie się między leżącym ukośnie głazem a ścianą jaskini jest trudne, ale udaje się.
Junior zostaje w salce a ja brnę dalej. Widzę przed sobą kolejną salkę, a w niej ogromny głaz który kiedyś zapewne oderwał się od stropu i runął w dół. Leży kantem do góry, zajmując większą część salki, jeden ukośnie ustawiony bok o wysokości półtora metra jest od mojej strony, drugi po przeciwnej. Prześlizguję się przez wąską szczelinę między kantem głazu a stropem salki i już jestem z drugiej strony.
Widzę kolejną salkę o trójkątnym przekroju, na jej dnie leżą dwa głazy, a na lewo od nich widzę korytarzyk wiodący dalej.
Wpełzam w niego nie wiedząc co tam spotkam i po około czterech metrach czałgania widzę przed sobą głaz którego kształt jest mi znajomy. No tak, to kowadło!
Zrobiłem pętlę i znalazłem się w miejscu w którym byłem poprzednio!
Wołam do Juniora żeby wracał zabierając po drodze folie, sam wypełzam do salki z oknem, a następnie wciskam się w szczelinę prowadzącą z salki do korytarza którym wchodziliśmy na początku. Kątem oka widzę światło czołówki pełznącego spowrotem Juniora. Spotykamy się w korytarzu wejściowym i odpoczywając omawiamy dalszy plan działania.
Postanawiamy przejść korytarzem do sali z głazami i w jej okolicach sprawdzić jeszcze kilka miejsc co do których mam wątpliwości. Pełznę pierwszy rozkładając folie, za mną Junior, ciągnąc plecak i zbierając za sobą folie.
Wychodzimy w sali z głazami, przy okazji okazuje się że w poprzednim odcinku opisu popełniłem błąd – korytarz łączący salę z głazami i salkę z oknem jest przedostatni a nie ostatni. Ostatni właśnie zamierzam sprawdzić, więc wpełzam do niego. Korytarz po około dwóch metrach przechodzi w wielką ale bardzo niską pustkę, z trudem można się w niej przesuwać, a widoczne w dużych ilościach lodowe stalaktyty sięgają od stropu do podłoża.
Podłoże jest zmarznięte na kość. Ciasnota jest niepokojąca, tym bardziej gdy ma się świadomość że nad rozciągniętym bezradnie ciałem, wiszą niczym nie podparte setki ton skały.Z wnętrza pustki widać, że to miejsce przed naniesieniem mułu, musiało być schroniskiem w którym pewnie można było swobodnie stanąć. Widać prześwity na zewnątrz. Po zrobieniu zdjęć odwracam się i wypełzam spowrotem do sali z głazami.
Oglądam jeszcze ciasne korytarzyki prowadzące z kolejnej strony do salki z oknem, są zbyt ciasne i niewygodne do przejścia, więc rezygnuję z wchodzenia.
Wpisujemy się do leżącego na głazie notesu, po czym po foliach wpełzamy w korytarz prowadzący z sali z głazami do sali za pierwszym wejściem.
Pełznę pierwszy i skręcam w boczny korytarzyk aby sprawdzić czy łączy się z innym, tak jak ostatnio podejrzewałem. Jest bardzo niski, najniższy po około czterech metrach. Dalej się podnosi i ostatnie dwa metry są już łatwiejsze do przebycia.
Moje przypuszczenia z poprzedniego pobytu potwierdzają się – korytarze są połączone i wspólnie prowadzą do przechodniej salki którą znalazłem poprzednim razem. Mając tę pewność wypełzam do sali za pierwszym wejściem gdzie czeka Junior. Tutaj znów widzę piękne lodowe nacieki ,a wśród nich jedną lodową draperię, lodowe stalagmity i stalaktyty, jest nawet zaczątek stalagnatu – przerwa między soplem wiszącym ze stropu a tym sterczącym z podłoża jest już naprawdę niewielka.
Sprawdzam jeszcze dwa miejsca – salkę z dwoma wielkimi głazami na dnie, która dziś wydaje mi się dużo mniejsza niż podczas poprzedniego pobytu i rozwidlający się ślepy korytarz idący w kierunku zachodnim.
Zauważam że tak jak z frontu jaskini, z tyłu też znajdują się niskie przestrzenie którymi raczej trudno byłoby się przecisnąć.
Zbieramy folie i wychodzimy na zewnątrz. Dopiero tutaj widzimy jak bardzo jesteśmy zabłoceni i jak bardzo zabłocone są folie. Gdybyśmy ich nie mieli, wyglądalibyśmy o wiele gorzej.
Mimo zimna przebieramy się przed jaskinią i zmarznięci ale zadowoleni z odkrycia nowych dla nas ciągów korytarzy jaskini, wracamy do domu. Pobyt w jaskini znów trwał dwie godziny i mamy kolejną porcję zdjęć pokazujących nowe miejsca,które jak się okazało,wyglądają zupełnie inaczej niż na znanych planach.
Ponieważ nadal mam wątpliwości czy widzieliśmy całość jaskini konieczne będzie jeszcze jedno podejście które powinno definitywnie te wątpliwości rozwiać i umożliwić wykonanie nowego planu jaskini.
Ciąg dalszy nastąpi…
Jurand
Podziel się tym artykułem!