Krótki przegląd mijającego tygodnia (02.12)

Śmierdzące znalezisko, czyli o tym co można odkryć w gdańskich latrynach

mat-prasowe

Archeolodzy badający XVII-wieczne latryny znajdujące się w okolicach obecnego Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku odnaleźli… drewniane szpady! Najprawdopodobniej pochodzą one z tzw. Gdańskiej Szkoły Fechtunku, która od 1635 r. istniała w pobliżu dzisiejszych ulic Bogusławskiego i Podwale Przedmiejskie. Szkoła była pierwszym publicznym teatrem na terenie Polski. Przez wiele lat można było zobaczyć tam pokazy szczucia psami niedźwiedzi, występy linoskoczków, czy występy aktorów. Wszystko wskazuje więc na to, że dwie drewniane repliki odnalezione teraz w dawnych szaletach służyły aktorom jako narzędzia do nauki sztuki władania bronią białą. Odkrycie obiektów w tak specyficznym miejscu już uznano za sensację na skalę międzynarodową. “Będziemy się nimi chwalić jak Polska długa i szeroka. I mam nadzieję, że pokażemy światu jakie wspaniałe rzeczy można odkryć w Gdańsku” – powiedziała Beata Ceynowa, zastępca dyrektora Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. W literaturze brak jest jakichkolwiek wzmianek na temat odkryć innych tego typu obiektów, tj. drewnianej broni białej ćwiczebnej. W dodatku, mimo że drewnianej, to zachowanej w doskonałym stanie! Niewątpliwie wpłynęły na to sprzyjające warunki fizykochemiczne panujące w dawnych toaletach, które przez lata stanowiły naturalną warstwę konserwującą zabytki. Dziś latryny archeolodzy uważają za skarbnice ciekawych i cennych obiektów (dotąd odnaleziono ich blisko 200!). Spośród najbardziej zaskakujących odkryć warto wymienić m.in. figurę Matki Bożej, którą wyrzucono do latryny w czasach reformacji, czy skórzany, wypełniony włosiem i wyposażony w drewnianą końcówkę… sztuczny członek, datowany na pierwszą połowię XVIII w. Prace konserwatorsko-restauratorskie odnalezionej broni potrwają jeszcze kilka miesięcy. Później szpady trafią najprawdopodobniej do magazynu Muzeum Archeologicznego w Gdańsku.

Łódź pod lupą – konserwacja stuletniej panoramy dawnego miasta

akwarela

Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi rozpoczęło właśnie prace konserwatorskie stuletniej akwareli z panoramą dawnego miasta. Dzieło powstało na pocz. XX w. na zlecenie jednego z najbogatszych łódzkich fabrykantów – Juliusza Heinzla. Zostało wykonane w wyspecjalizowanej firmie Kunstverlag, Eckert & Pflug z Lipska, która zatrudniając blisko 120 rysowników i grawerów, panoramy tego typu wykonywała praktycznie na masową skalę. Akwarela, niewątpliwie stworzona na podstawie precyzyjnej dokumentacji, dziś odkrywa przed nami obraz XX-wiecznej Łodzi, jej atmosferę i czar. Szczegóły architektoniczne rozległych fragmentów miasta, budynki Zakładów Towarzystwa Akcyjnego Heinzla i jego pałac przy ul. Piotrkowskiej 104 (obecnie siedziba władz miasta), nieistniejąca już farbiarnia i apretura firmy przy Piotrkowskiej 226 oraz domy familijne dla robotników przy ul. Tuwima 22/25.
Teraz cenny obiekt ma odzyskać dawny blask – na konserwację dzieła o wymiarach 133 x 218 cm Urząd Miasta przeznaczył 32 tys. zł. Jednak zanim to się stanie, wszyscy goście muzeum do końca grudnia będą mieli okazję przyjrzeć się temu procesowi! W pomieszczeniach ekspozycyjnych, w specjalnie przygotowanej szklanej przestrzeni na oczach zwiedzających, panorama poddana zostanie troskliwym zabiegom przez Kamila Królikowskiego. Zostanie ona oddzielona od płóciennego zabezpieczenia, oczyszczona z brudu powierzchniowego, jej wyblakłe pigmenty zostaną zregenerowane, a ubytki i przedarcia uzupełnione. Panorama trafi następnie do Budynku A Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, w którym zachowany został klimat fabryki z przełomu wieków.

Auschwitz w 3D – wirtualny obóz stworzony przez niemiecką prokuraturę

FILES-GERMANY-ANIMATION-MODEL-AUSCHWITZ-ILLUSTRATION

Na potrzeby śledztw dotyczących zbrodni wojennych prowadzonych przez Landeskriminalamt (LKA — Krajowa Policja Śledcza Niemiec), oddział w Bawarii, stworzono trójwymiarowy model nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auchwitz-Birkenau. Skany laserowe zachowanych budynków oraz symulacje tych nieistniejących (na podstawie planów i dokumentów archiwów obozowych) pozwoliły na wykonanie wirtualnej wizualizacji 3D, umożliwiającej “zajrzenie” do obozu z praktycznie każdego miejsca i pod dowolnym kątem. Model ma być narzędziem pomocniczym w trwających od ponad 70 lat procesach norymberskich, uruchomionych przeciwko zbrodniarzom III Rzeszy. Dzięki jego wykorzystaniu prokuratura będzie w stanie wskazać gdzie dokładnie oskarżona osoba pracowała, w jakich działaniach obozowych uczestniczyła i co mogła ze swojego stanowiska widzieć. Od lat główną linią obrony oskarżonych jest bowiem fakt przyznawania się do pobytu w Auschwitz przy jednoczesnym wskazaniu na braku wiedzy na temat odbywających się tam zbrodni. Dzięki modelowi 3D ten argument nie będzie już niepodważalny. I chociaż narzędzie jest jeszcze dla bawarskich śledczych nowością, już zdążyło spełnić swoją funkcję. Komputerowa symulacja pomogła w ostatnim z wyroków dotyczących Reinholda Hanniga, który 17 czerwca br. został skazany na 5 lat więzienia za współudział w morderstwie najmniej 170 tys. osób. “Sąd bezpośrednio odwołał się do naszego modelu. Uznał, że umożliwia on sprawdzenie tego, co mógł widzieć Reinhold Hanning ze swojej wieży strażniczej” – powiedział Ralf Breker, twórca wirtualnego obozu – “Często słyszę pytanie, czy warto to robić po upływie ponad 70 lat. Warto. Bo to niemieckie państwo organizowało te zbrodnie, a obowiązkiem wymiaru sprawiedliwości jest doprowadzić do skazania winnych.”

Kamienne fundamenty, brązowa szpila i paciorek z bursztynu

 

Maszkowice (gm. Łącko, woj. małopolskie) nie przestają zaskakiwać. Chociaż archeolodzy od kilku lat wiedzą, że ziemia na Górze Zyndrama skrywa tajemnice, dopiero w tym roku, dzięki dokładnym wykopaliskom i precyzyjnym badaniom, udało się określić jakie. Osada, otoczona najstarszym znanym na ziemiach polski kamiennym murem, została założona blisko 4 tys. lat temu. Na jej terenie w jednym rzędzie archeolodzy odkryli relikty pięciu drewnianych budynków oraz jeden kamienny fundament domu o zdecydowanie większych rozmiarach, w którym najprawdopodobniej mieszkała elita osady. Kamienne fundamenty, na wzór współczesnych domów powstających w górach, miały służyć utwardzeniu powierzchni w miejscu wyjątkowo narażonym na osiadanie i erozję, zaś powyżej kładziono drewniane ściany (najprawdopodobniej z całych kłód). W jego wnętrzu badacze natrafili na pokaźne ilości brązu – surowca niezwykle cennego i jeszcze nie tak powszechnego tamtym okresie. Drobne, często nadtopione, fragmenty, a w tym tylko jeden gotowy przedmiot – brązowa szpila do spinania szat, świadczą o tym, że mieszkańcy osady mogli aktywnie uczestniczyć w wymianie handlowej między strefą Morza Śródziemnego a Bałtykiem. Dowodzi temu również odnaleziony duży paciorek z bursztynu bałtyckiego, których większa ilość właśnie w tym okresie zaczęła pojawiać się na terenach Grecji. Również sam kamienny mur pod względem rozwiązań konstrukcyjnych nawiązuje do budownictwa z początków epoki brązu w basenie Morza Śródziemnego. Według szacunków osada opustoszała nagle około 1550-1500 r. p.n.e., po 80-264 latach funkcjonowania. Naukowcy są pewni, że przynajmniej część mieszkańców osady przybyła z odległych, śródziemnomorskich lub nadadriatyckich terenów, na co wskazują zaawansowane technologicznie formy architektoniczne oraz odkrywane w osadzie fragmenty naczyń ceramicznych.

Hitlerowskie złoto na dnie Bałtyku

Czy na dnie Bałtyku odnajdziemy hitlerowskie złoto? Czy Rosjanie odnaleźli słynną Bursztynową Komnatę? Co skrywa wrak niemieckiego statku Wilhelm Gustloff leżący nieopodal Łeby? Pytania i głosy w sprawie tzw. skarbu Gustloffa nie słabną. Tym razem temat poruszył brytyjski nurek Phil Sayers, który jest zdania, że na storpedowanym 30 stycznia 1945 r. przez armię rosyjską okręcie znajdują się sztaby złota wartości 100 milionów funtów. Brytyjczyk powołuje się na rozmowy z byłym telegrafistą okrętu, który miał być świadkiem załadunku złota oraz z członkiem katastrofy (dodajmy, że w tej największej tragedii morskiej w dziejach ludzkości, zginęło wówczas prawie 10 tysięcy osób ewakuowanych z portu w Gdyni!), który jakoby miał pilnować ciężkich skrzyń. Teoria Sayersa ma potwierdzenie w innych, krążących od lat domniemaniach na temat spoczywających na dnie wraku skarbach. Już na przełomie lat 60. i 70. XX w. szczątki Gustloffa, spoczywające w odległości 19 mil morskich od Łeby na głębokości 45 m, badała ekspedycja rosyjska. Wówczas poszukiwała ona przede wszystkim Bursztynowej Komnaty, zrabowanej przez hitlerowców w Carskim Siole. I chociaż ta (podobno) nie została odnaleziona, z pokładu wraku wydobyto wiele innych wartościowych przedmiotów. Jego eksploracja trwała aż do 1994 r., czyli momentu, w którym wraki MS Wilhelm Gustloff i Goya na podstawie decyzji ówczesnego dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni oraz ambasady niemieckiej, zostały uznane za mogiły wojenne. Odtąd strefa w pobliżu statku została objęta zakazem nurkowania, a jedyne oficjalne badania prowadzone w rejonie wraku miały miejsce tylko raz, w 2006 r. Naukowcy, badacze i nurkowie są jednak pewni, że na wraku wciąż ukryte są skarby. Zachodzą podejrzenia, że oprócz sztabek złota mogą znajdować się tam zrabowane podczas II wojny światowej dzieła sztuki. Czy kiedykolwiek się o tym przekonamy? Dzisiejsza technika pozwoliłaby tym razem zajrzeć w niedostępne dotychczas zakamarki wraku, jednak prawo jest w tej kwestii nieugięte.

Podziel się tym artykułem!