Oryginalny mundur pod muzealną ochroną

Do zbiorów Muzeum Historii Polski trafił mundur generała Stanisława Maczka (1892-1994), dowódcy 1. Dywizji Pancernej. Mundur – dotychczas znajdujący się w posiadaniu najbliższej rodziny generała – to uniform garnizonowy wzoru brytyjskiego, tzw. Service Dress. Był to strój do codziennego użytku zarówno w koszarach, jak i podczas uroczystych okazji. Generał korzystał z niego m.in. w okresie gdy 1. Dywizja Pancerna stacjonowała w Szkocji. Razem z mundurem przekazany został beret oraz pas, stanowiący element umundurowania polowego, ale często łączony z uniformem garnizonowym. Pamiątki w 130. rocznicę urodzin generała przekazała jego wnuczka Karolina Maczek-Skillen. Wydarzenie stanowi kontynuację prac zainaugurowanych w 2019 r. i prowadzonych przez Muzeum Historii Polski nad upamiętnieniem generała Stanisława Maczka oraz 1. Dywizji Pancernej. W październiku 2021 r. odbyła się uroczysta inauguracja Memoriału Generała Maczka w Bredzie, współtworzonego przez Muzeum Historii Polski. Głównym elementem wystawy stałej Memoriału jest zrealizowana przez MHP interaktywna ściana multimedialna, na której wyświetlane są animacje opowiadające o losach sześciu żołnierzy 1. Dywizji Pancernej.
Książęce wybory na wystawie
W Muzeum Narodowym w Krakowie otwarto wystawę “Sztuka nowoczesna z Kolekcji Książąt Lubomirskich”. Na ekspozycji zaprezentowano kolekcjonerskie wybory Jana Lubomirskiego-Lanckorońskiego, twórcy i właściciela kolekcji. W Pawilonie Józefa Czapskiego obok dzieł tego artysty pojawiły się dzieła sztuki wybitnych artystów XX i XXI wieku, takich jak m.in. Salvador Dalí, Joan Miró, Pablo Picasso, Le Corbusier, Andy Warhol, Roy Lichtenstein, czy Blek le Rat i Banksy. Wszystkie wystawione prace (grafiki, obrazy, meble) powstały po II wojnie światowej i dokumentują niemal wszystkie ważne zjawiska artystyczne pojawiające się w sztuce XX i XXI wieku (np. klasyczna awangarda, amerykański pop-art, europejski street art). Wystawa potrwa do 16 października br.
Powrót zaginionego zabytku z XV w.

Do Gdańska powrócił zaginiony podczas II wojny światowej Ołtarz Trójcy Świętej Bractwa św. Jerzego datowany na lata 20. XV wieku (tempera na drewnie z użyciem złotej folii). Historycy uważają, że ołtarz “Pietas Domini” powstał w warsztacie nieznanego mistrza gdańskiego, z kolei w opracowaniu detalu widoczne są wpływy malarstwa niderlandzkiego. Dzieło przedstawia Trójcę Świętą w typie Pietas Domini – Bóg Ojciec podtrzymuje ciało Jezusa, a między ich głowami znajduje się Duch Święty w postaci gołębicy. Ołtarz był najcenniejszym dziełem sztuki w kościele Najświętszej Marii Panny w Gdańsku, zanim nie pojawił się w nim „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga. W 1943 r. został wywieziony do Niemiec, a do 1999 r. uważany był za za najdotkliwszą stratę w całym zespole obrazów należących od XV wieku do Kościoła Mariackiego. Okazało się, że obraz z ołtarza znajdował się w Gemäldegalerie w Berlinie, a predella w kościele św. Jana w dzielnicy Berlin Moabit. Dzięki porozumieniu polskiego Kościoła katolickiego i Kościoła ewangelickiego w Berlinie ołtarz powrócił do miejsca, dla którego był przeznaczony. Pandemia wstrzymywała możliwość ponownej oficjalnej ekspozycji zabytku w Bazylice Mariackiej. 11 czerwca odbyła się uroczystość liturgicznego powitania ołtarza Trójcy Świętej Bractwa św. Jerzego.
Nowa ekspozycja w Warszawie

W Muzeum Narodowym w Warszawie otwarto stałą ekspozycję poświęconą fotografii okresu 1840–1914. Na nowej ekspozycji stałej pojawiły się dzieła różnorodnych technik fotografii z XIX i początku XX wieku, pochodzących z całej Europy, Azji i Afryki Północnej. W kameralnym Gabinecie Fotografii stworzono cykle tematyczne, które będą zmieniane kilka razy do roku. Znalazły się wśród nich prace znanych fotografów polskich, takich jak: Karol Beyer, Walery Rzewuski, Konrad Brandel, Józef Czechowicz oraz zagranicznych – jak Giacomo Caneva, Gustave Le Gray, Camille Silvy, Carlo Naya. Pierwsze fotografie do dziś znajdujące się w zbiorach MNW zostały zakupione już w 1863, do ówczesnego Muzeum Sztuk Pięknych. Muzeum uważa stworzenie Gabinetu Fotografii za idealne uzupełnienie Galerii Sztuki XIX wieku, która stanie się dzięki temu jedyną wystawą w Polsce, na której można prześledzić związki między nowym wtedy medium a innymi dziedzinami sztuki – malarstwem i rzeźbą.
Interesujący ładunek zatopionego parowca

Przeprowadzono eksplorację zabytkowego wraku parowca SS Libourne z I wojny światowej. Jednostka spoczywa na głębokości 85 m, niedaleko Półwyspu Lizard u wybrzeży Kornwalii. Została zatopiona na sześć tygodni przed zakończeniem działań wojennych – 29 września 1918 r. przez niemiecki okręt podwodny U-54, którym dowodził Hellmuth von Rockteschell. W rezultacie ataku zginęło 3 z 33 członków załogi parowca. Jednostka od dawna budziła zainteresowanie wielu osób m.in. z uwagi na swój ładunek. W momencie zatonięcia statek przewoził… 10 tys. butelek win, likierów, brandy oraz szampanów. W ciemnych i zimnych wodach trunek miał szansę przetrwać a nawet być zdatnym do picia. W przeszłości nurkowie niejednokrotnie wydobywali z wraków szlachetne trunki, które osiągały później zawrotne kwoty na aukcjach. Tak się w tym przypadku jednak nie stanie, gdyż Historic England odmówiło wydania zgody na wydobycie z wraku czegokolwiek ze względu na Konwencję UNESCO z 2021 r. w sprawie ochrony podwodnego dziedzictwa kulturowego.

Mam dwa uzupełnienia o charakterze ciekawostek personalnych.
Pierwsza dotyczy osoby Generała Maczka – mało znanym epizodem z jego młodości, który miał jednak znaczący wpływ na postać przyszłego dowódcy 10 Brygady Kawalerii i 1 Dywizji Pancernej, był jego udział w walkach na froncie austriacko-włoskim w latach 1917-18. Jako młody podporucznik był wówczas dowódcą kompanii w Kaiserschützen Regiment II „Bozen”. W styczniu 1918 został ranny podczas walk na płaskowyżu Asiago, a za męstwo na polu bitwy i świetne dowodzenie swoim pododdziałem odznaczono go m, in. Srebrnym Medalem Zasługi Wojskowej oraz Srebrnym Medalem za Odwagę I Klasy.
I jeszcze kilka słów o osobie zupełnie innego kalibru, którą tylko wspomniano (w dodatku z literówką w nazwisku) przy okazji notatki o odkryciu wraku s/s „Libourne”.
Hellmuth von Ruckteschell (bo o nim mowa) w okresie od września 1917 do września 1918 zatopił 20 alianckich statków, a „Libourne” był jego ostatnia ofiarą. Uchodził za jednego z bardziej agresywnych dowódców U-bootów, co spowodowało, że alianci umieścili go na „czarnej liście” osób podejrzewanych o zbrodnie wojenne. Po pierwszej wojnie światowej, kiedy sprawami niemieckich zbrodniarzy miały zająć się… niemieckie sądy karne, nawet nie został przesłuchany i pozwolono mu wyjechac z kraju.
Powołany w 1939 ponownie w szeregi Kriegsmarine, zasłynął jako dowódca dwóch rajderów „Michel” i „Widder” (krążowników pomocniczych, czyli uzbrojonych jednostek, które zwalczały aliancką żeglugę udając „niewinne” statki handlowe), z którymi ponownie okrył się „sławą” podobną do tej z poprzedniej wojny. Tym razem jednak Brytyjczycy nie powtórzyli błędu i w maju 1946 Admiralicja dopilnowała, by von Ruckteschell stanął przed brytyjskim Sądem Wojennym. Uznany winnym popełnienia zbrodni wojennych (m. in. polecenie strzelania do rozbitków), został skazany na 10 lat i zmarł w więzieniu Hamburg-Fuhlsbüttel.