Opowieść o pistolecie TT, czyli historia brzydkiego kaczątka, z którego nie wyrósł łabędź (cz. 2)

Uwaga – czytasz drugą część artykułu. Pierwsza znajduje się tutaj.

Powrót króla

Jeszcze dobrze nie wysechł atrament na wszystkich tych protokołach i decyzjach, kiedy nad ranem 22 czerwca Adolf Hitler sprawił towarzyszowi Stalinowi paskudną niespodziankę. W kolejnych tygodniach i miesiącach, w obliczu lawiny klęsk, nikt w Kraju Rad nie miał głowy do uruchamiania produkcji jakichś nowych wzorów broni. Pistolet Wojewodina poszedł w zapomnienie, chociaż jego twórcy rozpaczliwie próbowali zdobyć poparcie samego Przywódcy Narodu, wykonując specjalnie dla niego osobisty egzemplarz z wygrawerowaną dedykacją. Nie pomogło. Przemysł pełną parą wytwarzał „niechciane” TT – w pierwszym roku wojny z fabryki wyjechało ich tyle, co przez pierwsze cztery lata produkcji, a warto pamiętać, że w październiku, wobec postępów niemieckiej ofensywy, część produkcyjną zakładów w Tule ewakuowano (pozostawiając na miejscu tylko warsztaty zajmujące się remontami broni). Gdyby nie to, produkcja byłaby jeszcze większa…

Ewakuowane linie i maszyny z Tuły i z zakładów w Podolsku (produkujących karabiny) zainstalowano w Iżewsku, tworząc w ten sposób z działającej tam Fabryki nr 74 największego w ZSRR producenta broni palnej. Wkrótce jednak problemy związane z zarządzaniem takim molochem spowodowały, że w lipcu 1942 „tulską” część wydzielono formalnie w Fabrykę nr 622, ale wyprodukowana w niej broń nosiła nadal tradycyjne „iżewskie” oznaczenie w postaci strzały (lub uproszczonej kreski) w trójkącie.
W tym samym miesiącu, na stepie pod Woroszyłowgradem, młodszy politruk Jeriemenko, poderwał do ataku swoich bojców, zaś fotograf Maks Alpert unieśmiertelnił go i jego pistolet na swoim zdjęciu…

“Kombat”, a w rzeczywistości “mładszyj politruk” (fot. Maks Alpert – RIA Novosti).

W drugiej połowie 1942 roku, Iżewsk pracował już pełną parą. Pistolety, utracone podczas walk, czy wycofane z powodu zużycia, były zastępowane z nawiązką. Miesięczna produkcja TT w drugiej połowie 1942 przekroczyła 20 tysięcy sztuk i wciąż rosła. Przy pracy w piątek i świątek na trzy zmiany, znaczyło to, że średnio mniej więcej co 2 minuty z taśmy schodził kolejny gotowy pistolet. Rzecz jasna, nic nie działo się „za darmo”. Za takie tempo produkcji płacono znaczącym obniżeniem jakości wyrobów. Pamiętając o przedwojennych narzekaniach, trudno wyobrazić sobie, co można było jeszcze pogorszyć – ale udało się. W ramach oszczędności wiele pistoletów opuszczało Iżewsk z drewnianymi okładkami chwytów, chociaż to akurat było najmniejszym problemem. Dużo gorsze było obniżenie wymagań jakościowych dla elementów broni – zarówno w zakresie tolerancji wymiarów, jak i technologii wykonania. W rezultacie z niektórych pistoletów wojennej produkcji ciężko było w cokolwiek trafić, a jakby nie dość tego, broń potrafiła rozpadać się już po kilkuset strzałach. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę fakt, że statystyczny czas życia młodszego oficera Armii Czerwonej na froncie liczony był w dniach, gorsza jakość jego pistoletu nie miała w sumie większego znaczenia… Z trzeciej strony, pociski wystrzelone z pistoletu TT (jeśli już w coś trafiły), miały imponującą skuteczność – po stu metrach lotu taki pocisk nadal mógł zabić człowieka, a z dziesięciu metrów był w stanie przebić stalowy hełm.
Tetetkę najwyraźniej doceniali również Niemcy, skoro egzemplarze zdobyczne zostały oficjalnie, choć w ograniczonym zakresie, standaryzowane w Wehrmachcie jako „Pistole 615(r)”.

„Pistolet, który nie chciał odejść”…

Hamulce rozpędzonej produkcji zaczęto wciskać na wiosnę 1945 roku. W marcu zdjęto z produkcji rewolwery Nagan, a niebawem drastycznie zmniejszono plan produkcji pistoletów TT, a i tak po zakończeniu wojny i po demobilizacji pozostały ich setki tysięcy. Pewna ich część powędrowała do bratnich armii, a całkiem spora pula po przeglądach i remontach trafiła do magazynów, tworząc zapasy mobilizacyjne. Na potrzeby powojennego wojska (przemianowanego w 1948 na Amię Radziecką) utrzymywano relatywnie niewielką bieżącą produkcję, tym razem kładąc dużo większy nacisk na jej jakość. Warto odnotować, że ostatnią modernizację TT (pod oznaczeniem fabrycznym 56-A-132) opracowano w roku 1951. Wcześniej, w drugiej połowie lat czterdziestych, zmieniono układ nacięć na zamku na większą liczbę drobniejszych, ułatwiających jego odciąganie. Przywrócono też pięcioramienne gwiazdy, otoczone literami „CCCP” na okładkach chwytu.

Tym niemniej podczas ponad dwudziestu lat produkcji (zakończono ją w 1967) ani nie poprawiono, ani nawet nie podjęto poważnych prób poprawy najpoważniejszej wady pistoletu – sposobu, a raczej braku, jego zabezpieczenia. Natomiast już w 1945 ogłoszono kolejny konkurs na nowy pistolet, który docelowo miał stanowić element nowego systemu broni strzeleckiej piechoty. Tym razem wymagania były do bólu pragmatyczne – nacisk położono na niezawodność, skuteczność, bezpieczeństwo i wygodę obsługi, a o „strzelaniu przez szczeliny obserwacyjne” i tym podobnych wodotryskach nikt nie ośmielił się nawet wspomnieć. Oczywiście Tokariew wziął udział i w tym konkursie, ale tym razem palma pierwszeństwa powędrowała do młodszego pokolenia – w 1948 wyprodukowano próbną serię pistoletów konstrukcji Nikołaja Makarowa, uznanych za najlepsze. Po próbnej eksploatacji w wojsku, „Makarowy” (pod oznaczeniem „PM”) oficjalnie przyjęto do uzbrojenia w 1951 roku, ale poczciwe „TT” produkowano nadal, aż do 1967 (czyli jeszcze przez 15 lat) i właściwie nie bardzo wiadomo dlaczego…
Co więcej, w międzyczasie produkcję „tetetek” podejmowały kolejne kraje, oczywiście te, które po 1945 znalazły się w jedynie słusznej rodzinie bratnich narodów, uszczęśliwionej między innymi wprowadzeniem jako obowiązującego standardu radzieckiej amunicji pistoletowej.

Rysunek pistoletu wz. 1933 z logo FB, a pochodzący z „Instrukcji Piechoty. Pistolet wz. 1933 i rewolwer wz. 1895”, zatwierdzonej w roku 1948 (wydanie z 1951, strona 108). Nawiasem mówiąc, przytoczony oryginalny podpis rysunku zawiera poważny błąd – w rzeczywistości jest to ilustracja zwolnienia kurka bez dania strzału, a nie trzymanie broni przy strzelaniu.

Już w 1947 produkcję uruchomiono w Fabryce Broni w Radomiu. Wieść gminna niesie, że polscy inżynierowie, po zapoznaniu się z licencyjną dokumentacją i przyjrzawszy się oryginalnym „Tetetkom”, wykonali własną analizę tolerancji wykonania poszczególnych części broni i nieco owe tolerancje skorygowali. Ta niezauważalna na zewnątrz zmiana wpłynęła korzystnie na jakość działania i niezawodność pistoletu. Nie bez znaczenia było też rygorystyczne przestrzeganie norm i wymagań technologicznych – w każdym razie jakoś tak się stało, że „polskie” TT działały i lepiej, i dłużej niż oryginały.

Z kolei zauważalną na zewnątrz zmianą było ozdobienie pistoletów przedwojennym logo Fabryki Broni, a także stylizowanym symbolem „PW”, które oficjalnie oznaczało skrót od „Pistolet Wojskowy”, a w którym przy odrobinie wyobraźni i dobrej woli można było dopatrzeć się nawiązania do słynnej kotwiczki. Przypadek to, czy nie – już chyba nie sposób dojść.

Stylizowane „PW” na prawej okładce chwytu (fot. theakforum.net).

W każdym razie nawiązywanie do tradycji Fabryki skończyło się z końcem lat czterdziestych. Od 1950 pistolet oznaczano nowym symbolem – liczbą „11” w owalu. Co prawda „stare” okładki stosowano aż do wyczerpania zapasów, ale wkrótce stalinowski walec wyrównał i to.

Dwa lata później niż Polska, licencyjną produkcję pistoletu TT podjęły Węgry. Broń węgierska, oznaczona M.48, miała zamek z drobniejszymi nacięciami, a na okładkach chwytu znalazł się herb Węgierskiej Republiki Ludowej (w wersji z okresu rządów stalinowca M. Rakosiego).
W połowie lat pięćdziesiątych w zakładach FEG w Budapeszcie opracowano interesująca wersję Tokariewa, związaną z kontraktem na dostarczenie 30 tysięcy sztuk pistoletów do Egiptu (tak przy okazji – interesujące jest, że kilka lat wcześniej sąsiedni kraj wschodniego bloku, mianowicie Czechosłowacja, dostarczał broń do… Izraela).

Pistolet TT-9P / „Tokagypt 58” kal. 9 mm (fot. www.hungariae.com).

Zgodnie z wymaganiami Egipcjan, inżynier Ambrus Balogh z FEG przekonstruował pistolet pod nabój 9 x 19 mm Parabellum i wprowadził zewnętrzny bezpiecznik skrzydełkowy. Pistolet oznaczono TT-9P, ale wkrótce zmieniono jego nazwę na „Tokagypt 58” (akronim od „TOKAriew-eGYPT” i rok wprowadzenia do produkcji).
Broń okazała się całkiem udana, ale dobrze zapowiadający się biznes został niespodziewanie i z niejasnych do dzisiaj powodów zastopowany po dostarczeniu 13 500 egzemplarzy (jedni twierdzą, że była to decyzja polityczna Egiptu, inni – że Egipt po prostu nie płacił za dostawy, więc w końcu to Węgrzy się zdenerwowali…). W każdym razie, resztę pistoletów już wyprodukowanych, a nieodebranych udało się sprzedać na cywilny rynek niemiecki, po czym bronią pod „kapitalistyczny” nabój Węgrzy przestali się zajmować na dłuższy czas.

Kolejnym europejskim krajem, który uruchomił masową produkcję pistoletów TT była Jugosławia. Także i tam dokonano pewnych modyfikacji oryginału, w szczególności zwiększono pojemność magazynka do 9 nabojów (z 8 w radzieckim TT), z czym wiązało się przedłużenie chwytu. Broń, oznaczona symbolem M57 stała się dzięki temu także wygodniejsza w użyciu. Armia jugosłowiańska najwyraźniej nie odczuwała potrzeby wprowadzenia bezpiecznika zewnętrznego, ale zakłady „Crvena Zastava” musiały stawić czoła temu problemowi z chwilą, gdy rozpoczęły próby wejścia ze swoim produktem na cywilny rynek amerykański.

Pistolet Zastava M57 (fot. autora).

Stojące na straży federalnych przepisów „Bureau of Alcohol, Tobacco, Firearms and Explosives” postawiło sprawę jasno – nie ma bezpiecznika, nie ma sprzedaży M57 w USA. Licząc na znaczące zyski, Jugosłowianie dodali zatem bezpiecznik skrzydełkowy (oznaczając tę wersję M57A) i takim sposobem uzyskali wymarzony certyfikat. Ku ich satysfakcji, pistolet rzeczywiście zyskał znaczną popularność, więc idąc za ciosem, Crvena Zastava wypuściła kolejny model (M70), tym razem na nieśmiertelny nabój 9 x 19 mm Parabellum. Pistolety te (M57A, M70 i nowy M88) wciąż są produkowane, eksportowane i wciąż znajdują nabywców.
„Zastavy” M57 były też wykorzystywane powszechnie podczas wojen, jakie towarzyszyły rozpadowi Jugosławii na przełomie XX i XXI wieku, ale cóż – w końcu taki jest los wojskowej broni, że z reguły prędzej, czy później posłuży do celu, dla jakiego ją skonstruowano i produkowano…

A skoro już o tym mowa – nie da się też pominąć kwestii popularności TT w świecie przestępczym. Ogromne ilości pistoletów, jakie pozostały po „użytkownikach państwowych”, tak w Rosji, jak i w innych krajach, nie rozpłynęły się w powietrzu, ani też raczej nie trafiły na złomowiska. „Totosze”, jak nazwano je pieszczotliwie w rosyjskim półświatku, z uwagi na niską cenę i relatywnie łatwą dostępność w skorumpowanym kraju, były powszechnie używane, zarówno przez „sałagi” („narybek”), jak i profesjonalnych kilerów. Ci ostatni, mimo, że obnoszący się z drogimi pistoletami zachodnimi, do „robót na zlecenie” wykorzystywali najchętniej właśnie tanie TT, które po użyciu można było bez żalu porzucić na miejscu (dzięki czemu nie sposób było powiązać broni ze sprawcą, o ile zostałby kiedykolwiek wykryty). Nie bez znaczenia była także wspomniana wcześniej zdolność penetracyjna pocisku wystrzelonego z TT – z bliskiej odległości nie chroniła przed nim nawet lekka kevlarowa kamizelka kuloodporna.
Znaczne ilości pistoletów przerabiano także (oficjalnie) na broń sportową, czy gazową. Z kolei zdarzało się, ze broń gazowa była „wtórnie uzdatniana” (nielegalnie, rzecz jasna). I tak biznes się kręcił.

Tulskij Tokariew – Iżewsk, 1944 (fot. autora).

Wracając do użytkowników państwowych, należy oczywiście wspomnieć o dwóch krajach, leżących na Dalekim Wschodzie. Chińczycy, tym razem wyjątkowo, zakupili licencję na produkcję pistoletu, którą uruchomili po znacznych wysiłkach i początkowo z wykorzystaniem radzieckich części. Swój wyrób oznaczyli mianem „Typ-51”. Oczywiście po pewnym czasie i oni zmodernizowali broń i dostosowali ją do naboju (jakże by inaczej) 9 x 19 mm. Tak pojawiły się pistolety „Typ-54” i kolejne klony, które rozpowszechniły się w Azji i Afryce.

„Typ-51” pojawił się, co zrozumiałe, również u pewnego wspieranego przez Chiny sąsiada, stając się standardową bronią osobistą oficerów Koreańskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Co więcej, Ukochany Przywódca Wolnego Ludu Koreańskiego, towarzysz Kim Ir-Sen w swojej roztropności nakazał, aby produkcję pistoletów „Typ-54” uruchomiono także na miejscu, nie kłopocząc się takim drobiazgiem, jak licencja. Po opanowaniu produkcji modelu bazowego, tu także zadbano o rozwój, opracowując głęboką modyfikację, nazwaną „Typ-66” (lub „Typ-68” – nie do końca jest jasne, które oznaczenie jest właściwe). Pistolety północnokoreańskie również trafiły w do wielu egzotycznych krajów, a także w ręce różnych dziwnej maści organizacji walczących o wolność (a nazywanych terrorystami przez ludzi nieżyczliwych), konkurując tam z produktami przemysłu chińskiego…

I tu kończy się opowieść o pistolecie, któremu wbrew wszelkim przeciwnościom, sprzyjał los. Odsądzany od czci i wiary, chwalony, nienawidzony, tępiony i pożądany. Słynny i zarazem niesławny. Symbol bohaterstwa i symbol bandytyzmu. Wolności i zniewolenia. Brzydkie kaczątko, z którego nigdy nie wyrósł piękny łabędź, ale które niepostrzeżenie opanowało połowę świata.

    TeddyBear

____________________________________________________________________________________________________________

Od autora:
W trakcie pracy nad powyższym artykułem korzystałem zarówno z informacji, które są rozproszone w wielu opracowaniach (papierowych oraz dostępnych w Internecie), jak i z gromadzonej latami tzw. „wiedzy własnej”. Z całą premedytacją pominąłem (poza niezbędnymi wyjątkami, koniecznymi dla toku narracji) aspekty techniczne takie, jak budowa, współdziałanie poszczególnych części i zespołów, rozkładanie, składanie itp. Akurat te informacje powielają się w wielu wydawnictwach i można odnaleźć je bez trudu.

Osobom zainteresowanym „bohaterem” mojego opracowania, mogę natomiast zarekomendować kilka wybranych i zarazem mniej znanych książek i adresów internetowych:

1. Семен Федосеев – Пистолеты и револьверы в России [Fundamentalne opracowanie dla interesujących się rosyjską/radziecką bronią krótką]

2. E. C. Ezell – Handguns of the World [TT na tle innych światowych broni]

3. S. Torecki – Broń i amunicja strzelecka LWP [Stare, ale jare…]

4. http://www.militaryfactory.com/smallarms/pistols-and-handguns.asp [Do pewnego stopnia odpowiednik książki E. C. Ezella]

5. http://modernfirearms.net [Strona Maksima Popenkera z Sankt Petersburga, poświęcona broni strzeleckiej – bardzo kompetentne informacje po rosyjsku i angielsku]

6. www.hungariae.com [Strona o węgierskiej broni palnej]

 

[mailerlite_form form_id=4]

 

Podziel się tym artykułem!

4 odpowiedzi do “Opowieść o pistolecie TT, czyli historia brzydkiego kaczątka, z którego nie wyrósł łabędź (cz. 2)

  1. Profesjonalny artykuł, napisany z wnikliwym znawstwem tematu i typowym pasjonackim zacięciem autora.
    Serdecznie polecam lekturę artykułu.

Dodaj komentarz

Uwaga! Komentarze nie są publikowane automatycznie! Twój komentarz będzie widoczny po zatwierdzeniu przez moderatora